wtorek, 22 marca 2011

Boskie Buenos

„Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko

Ciągle pan pyta co sądzę o mężczyznach
Ach proszę pana jaki pan jest ciekawski
Naturalnie myślę o mężczyznach
Ale teraz muszę jechać do Buenos Aires

Kiedy wybrali mnie syreną morza
Zaprosili mnie do pierwszej klasy
Częstowali mnie szampanem
Ja uwielbiam szampana w Buenos Aires”
Tekst: Kora Jackowska

Czy Buenos jest boskie?  Niezupełnie, ale ma rejony, które urzekają. Wystarczy wspomnieć centrum z monumentalnymi kamienicami, które urodą nie ustępują Paryżowi, niestety w raczej zaniedbanej wersji Miasta Świateł. Dzielnica bogatych – Recoleta, mogłaby równie dobrze znajdować się w Madrycie, tak bardzo przypomina tamtejsze Barrio de Salamanca - szacowna, z piękną architekturą, drogimi sklepami i bardzo niezwykłym cmentarzem, który jest zaprzeczeniem powiedzenia, że po śmierci wszyscy stajemy się równi. Aby leżeć na cmentarzu Recoleta nie wystarczy być bogatym, trzeba jeszcze być dobrze urodzonym. Pierwszym i jedynym odstępstwem od powyższej reguły był, mocno oprotestowany przez argentyńską arystokrację, pogrzeb Evity Perón, kobiety urodzonej jako córka kochanki bogacza. Dziś, paradoksalnie, większość z odwiedzających Recoletę idzie prosto na grób Evity, pozostałe nagrobki oglądając niejako przypadkiem. 



Mieszkamy w San Telmo, uroczej dzielnicy o artystyczno – żulerskim klimacie. Tak powinna wyglądać warszawska Praga, gdyby tylko zainwestowano w nią trochę pieniędzy. San Telmo nie jest jednak obiektem zainteresowania turystów, w przeciwieństwie do La Boca, dzielnicy legendy. To właśnie tutaj wynaleziono tango. Na środku dzielnicy znajduje się także stadion Boca Juniors - drużyny, za którą niemal każdy porteño (mieszkaniec BA) dałby się zabić. Dosłownie. Wczorajszy mecz zakończył się przegraną Boca i śmiercią jednego z kibiców, zakatowanego na ulicy przez fanów drużyny przeciwnej. Zupełnie nie rozumiemy fascynacji La Boca. Nie możemy też pojąć, dlaczego tłumy turystów łapią się na lep udawanej naturalności. Zdecydowana większość La Boca jest brudna, śmierdząca i zupełnie nieinteresująca. Na skraju stosunkowo dużej dzielnicy znajduje się jednak kwadrat ulic, zamieniony w turystyczny Disneyland. Budynki pomalowano tu w krzykliwe barwy, na balkonach wystawiono figury Evity i Maradony zrobione z papier mache. Na parterach otwarto knajpki, w których wszystko kosztuje cztery razy więcej niż gdziekolwiek indziej. Najważniejsze, że (głównie amerykańscy) turyści walą tłumnie i biznes się kręci.

Turystyczna część La Boca - na balkonie Evita i Perón
Maradona ma tutaj boski status
Turystyczna cześć La Boca

To, co urzekło nas najbardziej, to lekko staroświeckie knajpki Buenos Aires. Niepretensjonalne i autentyczne. Kelnerami są starsi mężczyźni w nienagannie białych koszulach, a nie studenci, dorabiający do czesnego. Klimat rodem z „Zaklętych Rewirów”. Knajpki Buenos Aires są instytucją samą w sobie. 



Polska restauracja, w menu zupa ogórkowa i bigos
W San Telmo niedziele przypominają karnawał

To nie Rio, to San Telmo :-)

9 komentarzy:

  1. Czytam waszą notkę i niemal czuje zapach Boskiego Buenos. Zdjęcia rzeczywiście oddają klimat miejsc o których piszecie.Czekam na czasy kiedy będę na Waszym miejscu. Przesyłam uściski z Polski. Anna B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy odrobina bałwochwalczych uwag będzie tu mile widziana, ale nie mogę się powstrzymać :). Wasz blog jest świetny! Zajrzałam na wszystkie blogi nominowane do Travelerów i stwierdzam, że bloga trzeba UMIEĆ pisać. Wy z pewnością to potraficie. Chapeau bas!
    brehia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam po dłuższej przerwie. Nadrabiam zaległości w czytaniu. Potwierdzam uwagę mojego przed-mówcy. Wasze blogi są pełne kolorytu, ciekawej formy co powoduje, że "jadę" z wami w ten ciekawie opisany świat...z zazdrością nieustającą o to, że możecie "dotykać" takich niezwykłości.Czasami wpadam w taki szalony wir zadań do wykonania, ze czasu nie wystarcza na kontakt z Wami. Obiecuję poprawę. Nie zapominajcie o dzieciach...proszę. Tymczasem serdecznie pozdrawiam
    Danuta

    OdpowiedzUsuń
  4. Potwierdzm. Ten wychwalany przez recenzentów za S amsarę Michniewicz, to przy Was maluuutki pikuś.J.P.

    OdpowiedzUsuń
  5. W tym roku u nas w Krakowie też kibice zabili kibica. W czesniej w Łodzi. Dla mnie takie zdarzenia w Brazylii wydają się być norma, jak i to, że Maradonna ma tam status półboga. Ale takie zdarzenia w Polsce wydają mi się być oznaką końca cywilizacji..?
    czy jedziecie na Ziemię Ognistą? Aby zobaczyć Amerykę od stóp do głowy..Alaska?

    OdpowiedzUsuń
  6. Uszy czerwienieją od takich pochwał :) Dziękujemy!
    Ziemię Ognistą najprawdopodobniej ominiemy z powodu temperatur - teraz, wbrew nazwie, jest tam bardzo, bardzo zimno. Będziemy za to w południowej części Patagonii. Alaska jest naszym wielkim marzeniem, ale chyba budżet na to nie pozwoli :) Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, te kawiarnie...właśnie takie normalne, bezpretensjonalne.A próbowałyście już mate?

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyny! Coś się lenicie. Już kilka dni nic nie napisałyscie! Napiszczie cos o tej patagonii. To powiesciowa kraina, chyba J. Verne'a? A wogóle to Am. Płd to fascynująca kraina, kultura, ludzie. Jak tam z tolerancją w takiej mieszance nacji, kultur, tradycji?

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, próbowałyśmy. J popija w domu, P natomiast nie bierze do ust nawet herbaty. Ale w Cordobie, u poznanej Argentynki, próbowałyśmy mate - prawdziwej, argentyńskiej, z prawdziwą argentyńską bombillą :-) P się nie przekonała, J zachwycona.

    Kawiarenki rzeczywiście klimatyczne.

    Pozdrawiamy

    JiP

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.