poniedziałek, 21 marca 2011

Qantas Srantas



Zanim pożegnamy na blogu Nową Zelandię i pokażemy parę zdjęć z Buenos, musimy podzielić się z tymi, którzy nas czytają, naszą frustracją związaną z niekompetencją jednej z najlepszych (podobno) linii lotniczych świata – Qantas.

Nasz samolot, linii Qantas, z Auckland wylądował w Sydney z dwudziestominutowym opóźnieniem.  W związku z tym miałyśmy jedynie 45 minut na przesiadkę (dodajmy, że tak krótka przerwa nie była naszym wymysłem, tylko jedyną dostępną opcją biletu łączonego, proponowanego przez te linie). My zdążyłyśmy, nasze bagaże nie, podobnie jak walizki trzech innych osób. Zostałyśmy poinformowane o tym natychmiast po wyjściu z samolotu (aczkolwiek w dość nieporadnej formie), wypełniono za nas formularz zgłoszeniowy i obiecano, że bagaż jutro będzie w naszym hotelu. Pracownik Qantas nie zająknął się nawet o odszkodowaniu, kosztach związanych z zakupem rzeczy niezbędnych do funkcjonowania, za jakie uważamy jedynie kilka podstawowych kosmetyków i świeżą bieliznę. Zaindagowany jednak przyznał, że powinnyśmy otrzymać po 100 USD na głowę za pierwsze 24 h opóźnienia. Przy czym, oczywiście, sumy tej wypłacić osobiście nie może, jest weekend, dlatego biuro Qantas jest zamknięte i powinnyśmy zgłosić się tam w poniedziałek, aby otrzymać odszkodowanie. 

Pierwszą godzinę w Buenos spędziłyśmy na poszukiwaniu otwartego sklepu z bielizną i t-shirtami, co w sobotę popołudniu nie było wcale łatwym zadaniem. Udało nam się w końcu kupić parę designerskich majtek fair trade (jedyne jakie w ogóle były), 2 koszulki, mydło, dezodorant, szampon i pastę do zębów. Brudne rzeczy uprałyśmy i rozwiesiłyśmy na krzesłach w pokoju. Naprawdę wierzyłyśmy, że w niedzielę po południu nasze bagaże będą już z nami. W końcu to Qantas. Jest późny wieczór, minęło 36 godzin od naszego przylotu do Buenos, a nasze plecaki nadal podróżują bez nas. Oczywiście nikt z Qantas nie dzwonił do nas, żeby poinformować nas o dalszym opóźnieniu. Nadal mamy nadzieję, że nasze bagaże są w Sydney, a nie np. w Seulu lub Honolulu, ale nadzieja ta zmniejsza się z każdą godziną. Rano wyruszamy, w bojowych nastrojach, do biura Qantas. Mamy nadzieję wrócić z co najmniej z 200 dolarami w kieszeni. Najbardziej jednak chciałybyśmy odzyskać nasz bagaż. Są w nim np. leki na astmę, których potrzebujemy, nie mówiąc o ciepłych ubraniach (póki co jest na szczęście upalnie). Jak na razie, po bardzo pozytywnych doświadczeniach z samego lotu Jambo Jetem (orgią dla naszych wyposzczonych oczu była oferta filmów, które oglądałyśmy przez 12 godzin niemalże non stop), usługi Qantas klasyfikujemy poniżej standardów tunezyjskich czarterów, ponieważ nawet tamtym nie udało się zgubić naszych rzeczy. P doleciała bez bagażu dwa razy w życiu - w Stanach dotarł on do niej w ciągu następnych 3 godzin, w Polsce przed upływem doby. A jednak, Qantas Srantas! 

2 komentarze:

  1. Z tego co wiem to odszkodowanie rosnie z kazda doba spoznienia. Walczcie o swoje!
    Bartek

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz racje, spoznili sie dwie doby i po lekkiej awanturze wyplacili po 200 usd na glowe. W sumie oplacilo sie nam zostac dwa dni bez bagazu:-)

    P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.