Zostałyśmy zaatakowane! Nad ranem w Fox Glacier, z błogiej drzemki wyrwał nas pisk i tupot małych stóp na tropiku naszego namiotu. Gdy wyszłyśmy na zewnątrz, zobaczyłyśmy, że na trawniku wokół leży ściągnięte ze sznurków pranie, butelka, która stała na stole "stoczyła się" na ziemię, a sam mebel ogrodowy został haniebnie zbezczeszczony na zielono ;-) Winowajców nie trzeba było szukać daleko, kręcili się we czwórkę w pobliżu, próbując zdemontować rabatkę z kwiatami oraz dobrać do suszącej się bielizny sąsiadów. Widząc, co się święci, P ruszyła z odsieczą, wsunęła nogi w crocsy i… zamarła. Okazało się bowiem, że są częściowo zjedzone (buty J ostały się z kilkoma draśnięciami):-). Rysopis sprawców: zielone, grube, z wielkim dziobem, wielkości średniego kurczaka, bystro łypią okiem:
Papugi Kea gustują ponoć w wyrazistych kolorach, aczkolwiek naszym zdaniem, żadnym nie pogardzą. Gatunek ten występuje tylko w Nowej Zelandii i stanowi prawdziwą plagę campingów. Wszędzie natknąć można się na tabliczki „Nie karmić kea!”. W naturze bowiem, ptaki te żywią się wszelkiej maści owocami lasu. Od kiedy zasmakowały w ludzkim pożywieniu, które dostarcza im zbyt wysoką dawkę energetyczną bez jakiegokolwiek wysiłku z ich strony, resztę dnia spędzają na tym, co lubią najbardziej, czyli destrukcji wszystkiego, co napotkają na swojej drodze.
|
Sielanka przed atakiem |
|
Kea przy pracy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.