czwartek, 25 listopada 2010

Tajska wiza w Wietnamie

Polacy dostają tajską wizę w Warszawie niemalże "na piękne oczy". Wystarczy złożyć formularz i już.  Nie trzeba pokazywać żadnych biletów, udowadniać posiadanych środków finansowych etc. W Sajgonie tak kolorowo już nie jest.  Poszłyśmy dziś do konsulatu z zamiarem złożenia wniosku o wizę wielokrotnego wjazdu.  Wyliczyłyśmy, że będziemy wjeżdżać do Tajlandii trzy razy, a to oznaczałoby nie tylko trzy wizy, ale także minimum trzy zajęte strony w paszporcie.  Na to nie możemy sobie pozwolić, jako że w tej chwili mamy już zastemplowaną połowę paszportu, a przed nami jeszcze długa droga.  Z tym, że po opuszczeniu Azji, nie potrzebujemy wiz do żadnego kraju Ameryki Południowej i Środkowej. 

Przemiła pani w konsulacie poinformowała nas, że wyda nam wizę jeśli tylko przedłożymy jej bilety wjazdowe i wyjazdowe z Tajlandii oraz pokażemy jej 600 USD na głowę w gotówce.  Świetnie się orientowała w realiach podróżnych tej części świata i rozumiała, że bilet do Tajlandii kupimy w Siem Reap w Kambodży. Nie mamy fizycznej możliwości pokazać jej go w Sajgonie.  Podobnie z naszą planowaną podróżą do Laosu.  Biletu nie mamy i nie będziemy mieć aż do dnia poprzedzającego wyjazd.  Jedyne czym dysponujemy, to bilety lotnicze na trasie Bangkok - Indie. 600 USD w gotówce też nie mamy. Po długich i uprzejmych negocjacjach, 600 USD zostało zastąpione kartami kredytowymi, które Pani skserowała (a nam stawało serce, bo każdy bankier powiedziałby, żeby pod żadnym pozorem, nigdy, nikomu na coś takiego nie pozwalać), a bilet wjazdowo-wyjazdowy z Tajlandii pozwolono nam zastąpić... biletem na trasie Sajgon - Phnom Penh (Kambodża).  Gwarancją czego ma być ten bilet?  Nie mamy pojęcia. W naszej opinii, świadczy tylko o tym, że jeśli wsiądziemy do wspomnianego autobusu, dojedziemy do Kambodży, która graniczy z Tajlandią.  I tyle.  Nie możemy jednak narzekać, bo jakkolwiek idiotyczne nie byłyby wymogi biurokratów, tym razem okazały się możliwe do spełnienia. Niestety, zestaw naszych biletów upoważnia nas tylko do otrzymania wizy dwukrotnego wjazdu.  Na granicy z Laosem mamy szanse na tzw. visa on arrival. Oby te informacje się potwierdziły, bo póki co, z tymi tajskimi wizami jest dużo więcej zamieszania niż można by się było spodziewać. Jedyna dobra wiadomość to taka, że w drodze gestu dobrej woli, Królestwo Tajlandii wystawi nam wspomniane wizy za darmo. Dziękujemy. Przy okazji uwaga skierowana do Pana Radosława Sikorskiego.  Obywatele większości państw świata zachodniego, chcący wjechać do Królestwa Tajlandii nie potrzebują wiz w ogóle.  Polska znajduje się w niewielkiej grupie państw, których obywatele wiz potrzebują, dzieląc ten zaszczyt m.in. z Uzbekistanem i Arabią Saudyjską. Wiemy, że Tajlandia to nie Egipt, Polacy nie latają tam masowo jak Anglicy czy Niemcy, ale mimo wszystko - pewnie parę gestów dobrej woli wystarczyło by i moglibyśmy trafić na listę "uprzywilejowanych". 

Dobra rada do jadących do Tajlandii - załatwiajcie wizę w Warszawie, jeśli się tylko da :) 



2 komentarze:

  1. poprosze o zdjecia wiz w paszportach, to moj taki osobisty fetysz:) agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Agatko, mówisz - masz. Wyślemy Ci na maila.

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.