Do Hanoi dotarły dziś nasze przyjaciółki przywożąc ze sobą stos gazet, w tym Politykę i Wysokie Obcasy. Mamy dostęp do wiadomości w internecie, śledzimy co się dzieje (choć zapewne, dla zdrowia psychicznego, powinnyśmy to sobie odpuścić), ale przeczytanie papierowej gazety to zupełnie co innego. Jaką radość sprawia przeczytanie działu "Polityka i obyczaje" na ostatniej stronie Polityki wie tylko ten, kto po trzech miesiącach gazetowego postu dostał nagle piękny prezent w postaci tygodników. My właśnie pławimy się w tej rozkoszy, w czasie gdy dziewczyny zwiedzają miasto. Jutro o świcie wyruszamy na trzydniowy rejs po zatoce Ha Long, największej atrakcji turystycznej Wietnamu.
Dziś czytamy prasę, wczoraj, natomiast, oddawałyśmy się lokalnym rozrywkom kulturalnym. Odwiedziłyśmy dwa lokalne muzea, które bardzo pozytywnie nas zaskoczyły. Wieczorem byłyśmy za to na przedstawieniu wodnego teatru kukiełkowego. Powstał on w północnym Wietnamie i wywodzi się z przedstawień ludowych odgrywanych na zalanych wodą polach ryżowych. Miejscowi artyści, po wyrzeźbieniu z drewna kukiełek, dawali pokaz swoich umiejętności na stawikach lub poletkach ryżowych, znajdujących się najbliżej centralnego punktu wioski, tak aby każdy mógł obserwować przedstawienie. Jak to ze sztuką ludową bywa, tematem przewodnim są sprawy najistotniejsze dla mieszkańców wioski, takie jak sadzenie i zbiory ryżu, kokosów, procesje i oddawanie czci lokalnym bóstwom. Wszystko to przy akompaniamencie ludowej muzyki wietnamskiej, wykonywanej na żywo. Bardzo to wszystko było ciekawe, nietypowe i zwyczajnie urocze.
Muzea natomiast dobrałyśmy wedle przedziwnego klucza. Najpierw udałyśmy się do Muzeum Kobiet. Jeśli człowiek uodporni się na propagandowy komunistyczny bełkot, który zalewa plansze z opisami oraz komentarzami i skupi się na aspektach antropologicznych i społecznych, to muzeum pokazuje bardzo ciekawy obraz pozycji kobiet w poszczególnych plemionach Wietnamu (występują tu grupy zarówno o tradycji patry jak i matrylinearnej), zwyczajów małżeńskich, udziału kobiet w walkach o niepodległość kraju. Nas wyjątkowo zainteresował film o ulicznych handlarkach i ich walce z władzami miasta o prawo do tego, co dla jednej strony jest nielegalnym handlem ulicznym, dla drugiej zaś kwestią przetrwania. Pieniądze, które zarabiają te kobiety, sprzedając warzywa i owoce w Hanoi, utrzymują całe rodziny na wsi i czasami gwarantują wykształcenie ich dzieciom.
Z Muzeum Kobiet udałyśmy się do... więzienia. Wybudowali je Francuzi pod koniec XIX wieki i katowali tam Wietnamczyków. Następnie przejęli je Wietnamczycy i trzymali tam Amerykanów zestrzelonych nad Wietnamem. Wtedy też to ponure gmaszysko zostało ochrzczone "Hiltonem Hanoi" :-) Największą gwiazdą Hiltona był obecny senator John McCaine. Do dziś są tam jego zdjęcia (w tym zdjęcie z lat 90-tych gdy odwiedził Hanoi w geście przyjaźni) oraz mundur lotnika, w którym został pojmany. Po przejściu korytarzy pierwszego piętra, na których dowiadujemy się jakich zbrodni dopuszczali się Francuzi i Amerykanie, dotarłyśmy na piętro drugie, gdzie partia komunistyczna pokazuje, że ofiara tysięcy wietnamskich istnień doprowadziła do powstania nowej, wspaniałej komunistycznej ojczyzny. Zabrakło nam w więzieniu piętra trzeciego, w którym ta sama partia pokazałaby jak obecnie traktowani są więźniowie polityczni, których w Wietnamie jest niemało. J czyta właśnie książkę Duong Thu Huong, przemyconą przez granicę, ponieważ wszystkie dzieła tej autorki znajdują się w Wietnamie na indeksie. Pani Huong miałaby dużo do powiedzenia na temat miejscowych więzień, bo zanim wyjechała do Paryża z biletem w jedną stronę, spędziła w nich bez procesu sporo czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.