Już wiemy gdzie podziali się w Indonezji wszyscy turyści – otóż masowo ściągnęli do Yogyakarty. Pewnie jeszcze więcej będzie ich na Bali, ale już samo przybycie tu było dla nas szokiem. Po dwóch tygodniach w Indonezji, w trakcie których spotkałyśmy czwórkę turystów (następnych czworo widziałyśmy gdzieś po drodze) widok tylu białych był dla nas wstrząsem :-).
Tam gdzie turyści, tam też ciekawe miejsca, niekoniecznie o lokalnym kolorycie. W Yogya (jak zdrobniale nazywają ją miejscowi, czytaj: „Dżiogdżia”) trafiłyśmy do knajpki, raczej europejskiej w wystroju, zwanej ViaVia. Nie byłoby o czym pisać, przemilczawszy nawet donośny fakt, że podają tam gruboziarnisty chleb oraz bezpieczne (myte w gotowanej wodzie) sałaty, za którymi tęsknimy równie mocno jak za śledziami ;-), gdyby nie to, że jest to cały, bardzo interesujący projekt. Grupa Belgów, mówiących o sobie, że są „zbyt młodzi, by być oryginalnymi hippisami, wystarczająco starzy jednak, by zostać jednymi z pierwszych nowoczesnych podróżników”, po latach podróżowania po świecie, osiedliła się w swoich ukochanych miejscach i otworzyła kilka knajpek. Obecnie jest ich już 13-cie i poza dwoma w Belgi (Antwerpia i Leuven) pozostałe znajdują się w tak egzotycznych miejscach jak Mali, Senegal, Tanzania, Peru, Ekwador, Nikaragua, Nepal czy Honduras. Wszystkie działają wedle podobnej zasady, czyli serwują zdrową żywność, z obowiązkowym włączeniem do menu dań wegetariańskich oraz kuchni miejscowej (choć o gustach „tradycjonalistów” też pamiętają – patrz frytki z majonezem), wspierają organizacje pozarządowe, dają pracę lokalnej ludności, propagując ekologię i rozsądną, świadomą turystykę w danym regionie. Ciekawe miejsce i jeśli ktoś będzie w okolicy, w której znajduje się jedna z ViaVia – gorąco polecamy. WWW.ViaViacafe.com .
Turyści walą do Yogya tłumnie ze względu na znajdujące się pod miastem dwie świątynie – potężną, buddyjską Borobudur i mniejszą – hinduistyczną Prambanan. Obydwie są bardzo ładne, choć my jesteśmy już tak zepsute tygodniem spędzonym w kompleksie Angkor, że tego typu przybytki nie robią na nas odpowiednio wielkiego wrażenia.
Borobudur |
Prambanan |
To, co fascynuje nas zdecydowanie bardziej, to bahasa indonesia, czyli oficjalny język kraju (lokalnych dialektów jest ponad 300). Sam język jest z pewnością ciekawy dla filologa (J), ale laika z Polski rozbawi ogromna liczba polsko brzmiących słów, które można spotkać na ulicach miast, głównie na szyldach. Rozumiemy, skąd w bahasa indonesia wzięły się słowa holenderskie, angielski i portugalskie ( a jest ich wiele), ale skąd te polsko brzmiące? Oczywiście to tylko złudzenie, bo zbieżność jest zupełnie przypadkowa, choć często jest to bardzo zabawne.
Pranie dla pani Padliny z Polski :-) |
A na koniec kazuar z parku wokół świątyni Prambanan (w naturze żyją one tylko na Nowej Gwinei i w części Australii) - wściekła bestia, ponoć potrafi rozszarpać człowieka, a jego potężne łapy są żywym dowodem na ewolucję gadów w ptaki;-)
Istotnie jestescie rozpuszczone. Toz te swiatynie to cuda niezwykle.J.P
OdpowiedzUsuńTo prawda, niemniej prawdą jest również, że ciężko dorównać urodą i skalą świątyni Bayon z kompleksu Angkor. Najlepiej byłoby zobaczyć je w odwrotnej kolejności.
OdpowiedzUsuń