środa, 20 października 2010

Tokio


Tokio nie jest miastem klasycznie pięknym w europejskim znaczeniu tego słowa, tak jak Paryż lub Wenecja.  Nie ma spójnej architektury ani wielu oszałamiających zabytków.  Nie jest również miastem zielonym, za to tak rozległym, że poruszanie się po nim jest nieraz skomplikowane. A jednak jest to jedno z miast najbardziej niezwykłych i fascynujących. Dla mnie (J), zdecydowanie najciekawsze ze wszystkich jakie do tej pory widziałam.  Przede wszystkim jest to metropolia, która żyje.  W Szanghaju, nad rzeką, zarówno na zabudowanym XIX wieczną architekturą Bundzie, jak i w futurystycznym Pudongu, widać głównie turystów.  Nie są to miejsca, w których żyją, mieszkają i pracują Chińczycy.  Tokio jest pełne cudzoziemców, ale żadnej ulicy nie można określić jako czysto turystycznej. 

Oszałamia wielkomiejskością i ferią kolorów po zmroku.  To zapewne najbardziej kolorowo rozświetlone miasto świata.  Jeśli tylko opuści się ścisłe centrum, uliczki stają się małe, zabudowa niska, a starsi panowie potrafią przechadzać się po ulicy w piżamach.  Tam gdzie mieszkamy, w północnej części Asakusy, chodząc po ulicach można odnieść wrażenie, że jest się w małym miasteczku, a nie w jednej z największych metropolii świata.  Zaledwie dwie stacje metra dalej, ulice wyglądają jak z filmów science - fiction.(Dygresja: Ja <J>, mam też dość specyficzne skojarzenia z uliczkami z charakterystyczną, niską zabudową, a wszystko przez serię artystycznych krótkometraży "Tokio!" - w scenie finałowej jednego z filmików, która rozgrywa się  w takim właśnie entourage'u, aspołeczny bohater hikikomori, namówiony przez świeżo poznaną dostawczynię pizzy, decyduje się opuścić swe dobrowolne więzienie, czyli własny pokój. W momencie gdy wychodzą na ulicę wyglądającą kubek w kubek jak nasza, nie ma już na niej żadnych ludzi, a przed kamerą spokojnie przechodzi robot.)









Tokijska ulica to rewia mody, szczególnie młodzieżowej. To, co zakładają na siebie nastoletnie Japonki przyprawiłoby o zawał niejednego tatusia w Europie. Równie wystudiowane są kreacje chłopców. Wśród japońskich nastolatków bardzo popularne są przebieranki tzw. cosplaying.  To nie weekendowa zabawa, ale duża subkultura młodzieżowa, którą opisują socjologowie. Mamy to szczęście, że w Halloween będziemy w Tokio.  Oczekujemy wyjątkowo licznych pokazów kostiumów.  Choć i dziś udało nam się już zobaczyć trzy "gotyckie dynie".  Widocznie ćwiczą przed dniem zero. 






Tokio ma szereg ciekawostek architektonicznych. Postaramy się o nich pisać. Zaczniemy od jednej z najbardziej absurdalnych. Największy japoński browar Asahi wystawił sobie siedzibę nad rzeką, w dzielnicy Asakusa. Siedzibę zaprojektował wybitny francuski designer Philippe Starck.  Starck znudzony tworzeniem kultowych mebli, zegarków, wyciskarek do owoców i wnętrz ekskluzywnych hoteli, okrasił nudnawą siedzibę browaru rzeźbą. Oficjalnie ma ona symbolizować "płonące serce piwa Asahi" oraz "pienistą głowę". W rzeczywistości wygląda groteskowo i nikogo chyba nie zdziwi, że nieoficjalnie zwana jest "kupą Philippe'a Starcka".



Kolejną ciekawostką może stać się najnowsza konstrukcja architektów miasta.  Ta wysoka wieża w budowie to "Tokijskie drzewo". W zamierzeniu autorów oraz wedle według reklamy władz miejskich, ma się ono stać nowym symbolem Tokio. Budowla nie jest jeszcze ukończona, ale raczej nie należy spodziewać się jakiś drastycznych zmian w konstrukcji. Raczej wątpimy czy coś, co przypomina śrubokręt, może zachwycić turystów. 
 

5 komentarzy:

  1. tak mnie ciekawi.. czy Ci przebajecznie kolorowi młodzi ludzie kończą szkoły i zauwają się w garnitury i pędzą metrem codziennie do tej samej pracy przez lata czy jednak dalej wiodą życie wolnych ludzi? Jak to jest, z daleka i pewnie tylko na podstawie polprawd Japonia wydawala mi sie taka ... hmm, mocno usystematyzowana spolecznie i ta barwnosc zaskakuje bardzo (choc slyszalam a i w zachodneij Europie widywalam pojednyncze sztuki japonskich kolorowych nastolatkow.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nazywam się Moszkowicz, Grzegorz Moszkowicz (no jasne że brat a nie np. wujek). Nadrobiłem 2 miesiące i od dziś zaczynam kibicować Waszej podróży.
    Dajecie radę z wpisami - czytam z wypiekami na twarzy - choć nie ukrywam, że czekam na relację z Ameryki Środkowej i Południowej.
    PS. Moja kumpela rozpoczęła też roczną podróż ATW tyle tylko, że w przeciwną stronę - jest teraz w Gwatemali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Same się nad tym zastanawiamy - jeszcze wczoraj odpowiedziałabym (J.) za przewodnikami, że z okresu buntu i zabawy płynnie przechodzą w zawodowy dryl, ale dziś zobaczyłyśmy grupę chłopców w garniturach, opuszczających jeden z wieżowców, z tak fantazyjnymi fryzurami, że raczej zamknęłyby im ścieżkę kariery korporacyjnej w Warszawie, więc w sumie same już nie wiemy jak to jest...

    OdpowiedzUsuń
  4. Grzesiek, a macie jakiegoś wujka Grzegorza? Nigdy nie słyszałam, ale może jeśli tak się zatrzegasz:-) A parę lat temu to ja śledziłam Twój blog z podróży po Am. Sr. Na Amerykę musisz jeszcze trochę poczekać, ale może i Azja też Cię zainteresuje. Zapraszamy.

    Pozdrawiam
    P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój ulubiony Starck niech juz zostanie przy krzesłach i innych mniejszych formach. Kupa jest może i w zamyśle fajna ale wyszło jak nasz Metropolitan albo londyński ogórek. Ta kolorowa młodzież jest zupełnie niesamowita i tak niesamowicie różna od japonskich turystów spotykanych w naszych rejonach.
    Na ksiązki czekam.
    Buziaki
    M

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.