czwartek, 30 czerwca 2011

Trudna droga do Panamy

Panama jest dwudziestym krajem odwiedzonym w trakcie naszej podróży. W ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy, ani razu nie miałyśmy żadnych kłopotów z przekroczeniem jakiejkolwiek granicy. Jeśli pamięć nas nie zawodzi, żaden pogranicznik nie wypytywał nas jeszcze szczegółowo, dokąd się wybieramy, w jakim celu, czy mamy wystarczającą ilość pieniędzy etc. W dwóch ambasadach (indyjskiej i tajskiej) stawiano nam różne wymagania, ale na samych granicach, wliczając w to granicę chińską, pies z kulawą nogą się nami nie zainteresował. Niestety, bardzo wiele uwagi poświęcają nam za to linie lotnicze. Opisywałyśmy już na blogu nasze przejścia z Deltą w Tokio. Wtedy jednak, mimo że zostałyśmy poddane bardzo szczegółowemu i kilkuetapowemu przesłuchaniu na okoliczność naszej podróży, dalszej trasy i środków transportu, jakimi mamy zamiar się poruszać, nikt nie zagroził nam, że nas z Tokio nie zabierze. W São Paulo przedstawiciele panamskich linii lotniczych Copa Airlines nie patyczkowali się tak jednak, tylko od razu oznajmili „nie wpuścimy was na pokład”. Dlaczego? Bo nie mamy biletu wylotowego z Panamy i na nic zdało się tłumaczenie, że mamy wykupiony lot z Meksyku (do którego chcemy dotrzeć lądem) do USA, a stamtąd powrót do Europy.

Na ironię losu zakrawa fakt, że w ciągu ostatnich tygodni P korespondowała mailowo z Polakiem, który wybierając się do Brazylii i nie dysponując biletem powrotnym, obawiał się, że nie zostanie wpuszczony na pokład samolotu. P zapewniała go, że szanse na taki obrót rzeczy są znikome. Wjeżdżałyśmy do tego kraju 2 razy (drogą lotniczą i lądową) i nigdy nie musiałyśmy okazywać biletów powrotnych. Nie wiemy, czy internetowy znajomy do Brazylii wjechał, my jednak, tym razem, miałyśmy kłopoty z jej… opuszczeniem. Nie jesteśmy oczywiście aż tak głupie, aby wybierać się do jakiegoś kraju, nie sprawdzając uprzednio warunków wjazdu. Panama, wbrew temu co twierdzi przedstawiciel Copa, nie wymaga od Polaków okazania przy wjeździe biletu wyjazdowego. Wymóg taki stawiają jedynie linie lotnicze, które w przypadku, gdy pasażerowi zostanie odmówiony wjazd, zobowiązane są na własny koszt zabrać go z powrotem. Zabezpieczając się przed takim ryzykiem, Copa oczekuje, że pasażer będzie miał bilet wylotowy. My nie mamy, co zdaniem przewoźnika jest wystarczającym argumentem, żeby odmówić nam prawa wejścia na pokład samolotu. Wszelkie nasze tłumaczenia, wyjaśnienia, posiadanie biletów na trasie z Meksyku do Europy, na nic się zdały. W takich sytuacjach, zazwyczaj to P jest w bojowym nastroju i walczy o swoje, podczas gdy J dyplomatycznie stara się załagodzić sytuację. Dziś jednak zamieniłyśmy się rolami. J wkurzyła wyżelowanego przedstawiciela Copa sugestiami, że Panama jest jednym z ostatnich krajów, w których racjonalny Europejczyk chciałby zostać i pracować na czarno. Doprowadzona do ostateczności, wyciągnęła w końcu komórkę i zadzwoniła do Ambasady Polski w Brasília, czyli do… swojego taty. Rozmowa z polskim dyplomatą nie złamała bynajmniej żelaznego obrońcy interesów Copa Airlines, przynajmniej oficjalnie. Zaproponował, że albo dostarczymy odpowiednie pismo z ambasady Panamy (niezły z niego fantasta), albo możemy kupić u niego bilet na trasie z Panamy dokądkolwiek, inaczej nie lecimy. W sumie, nie wiemy, co w końcu pomogło - rozmowa z Ambasadą czy złota karta VISA, na widok której szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Błysk pozłacanego plastiku spowodował, że problem przestał istnieć, a propozycja P, że złożymy oświadczenie, gwarantujące, że w razie nie wpuszczenia nas przez Panamę, kupimy sobie same bilet wylotowy, spotkała się z radosną akceptacją nadgorliwca. Z ogólnego podniecenia, nasz interlokutor zapomniał wprawdzie spisać numer karty, ale to już nie nasz problem. P jest zdania, że Copa nie chciała boksować się z polską ambasadą, a złota VISA była jedynie pretekstem do zakończenia sporu w taki sposób, aby kłócący się z nami koleś mógł jakoś wyjść z tego zamieszania z twarzą. Zdaniem J, zachowanie pracownika Copa było jednak typowym przykładem na to, jak niesamowicie mocne podziały (i przesądy) klasowe panują w Brazylii. Pracownik Copa, widząc nasze dziwne paszporty i znoszone plecaki, rażąco inne od dopasowanych kolorystycznie walizek i neseserków LV bogatych paulistas, udających się do karaibskich kurortów, uznał, że ma do czynienia z ostatnimi obdartusami. Dopiero, gdy ku jego olbrzymiemu zaskoczeniu, P wyjęła z portfela luksusową kartę, o której posiadanie nigdy by jej nie posądził, zmienił mu się ton głosu, z „ty” przeszedł na „Pani”, a w sercu zagościła wola kompromisu i zażegnania „przykrego nieporozumienia”. Smutne to bardzo, ale taki, zdaje się, jest teraz świat…. Już raz, w drogim hotelu w Izraelu, zdarzyło nam się, że na widok naszych plecaków i szortów potraktowano nas obcesowo i z poczuciem wyższości. Podejście to natychmiast uległo zmianie, po opłaceniu pobytu „właściwą” (zdaniem personelu hotelowego) kartą kredytową.

Koniec końców, po dobrej godzinie, wpuszczono nas na pokład samolotu. A w Panamie? Bardzo wyluzowana przedstawicielka władz imigracyjnych od niechcenia wstukała w komputer adres hotelu i nasze zawody, a następnie wbiła stempel wjazdowy. Nawet jej do głowy nie przyszło, pytać o jakiekolwiek bilety. Jak sami widzicie, niechęć do latania nie jest jedynym powodem, dla którego mamy prawo nie lubić linii lotniczych :-).

2 komentarze:

  1. Hej!
    Dziewczyny, dziś całkowicie przypadkowo trafiłem na ten blog; jest genialny! Bardzo zazdroszczę Wam wspomnień, które pozostaną po tych wycieczkach. Zawsze marzyłem o takiej podróży. (Może kiedyś będzie stać mnie na taką ekstrawagancką peregrynację :-)) Póki co muszę zadowalać się urokami Europy. Miło chociaż poczytać o Waszych przygodach, informacje z pierwszej ręki są zawsze najcenniejsze. Życzę Wam powodzenia, zdrowia i sił do dalszego zwiedzania i oczywiście prowadzenia bloga!
    P.S.dodawajcie więcej zdjęć! - Będę tu zaglądał.

    Pozdrowienia z Bydgoszczy, Daniel M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Danielu! Dziękujemy i cieszymy się, że blog Ci się podoba. Co do perygrynacji, to oczywiście roczna podróż jest ekstremum, ale wszystko zależy od woli i pomysłu - wszak i w Europie i w samej Polsce nie brakuje super ciekawych miejsc :)
    Pozdrawiamy serdecznie z Panama City,

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.