środa, 22 czerwca 2011

Brazylijskie wakacje


Nie zdążyłyśmy jeszcze dobrze odpocząć po dość morderczej podróży z Boliwii do Brasília (z krótkim postojem w wątpliwej urody mieście Campo Grande), a już wyruszyłyśmy na brazylijskie wakacje. Nie na północne wybrzeże bynajmniej, jak zapewne oczekiwaliby Ci, którym Brazylia kojarzy się głównie z plażami i sambą (trochę może jeszcze z piłką nożną i Rio :-), ale do parku narodowego… w środku głębokiego interioru. Wbrew pozorom, nasze wakacje są jednak bardzo brazylijskie, ponieważ spędzamy czas tak, jak robi to wielu mieszkańców miasta stołecznego Brasília w trakcie dłuższych weekendów i letnich wakacji.
W miejscu tym musimy wyjaśnić, że ze zwiedzania klasycznych atrakcji Brazylii zrezygnowałyśmy z rozmysłem, ze względu na to, że odwiedziłyśmy ten kraj dość niedawno, tj. na przełomie października/listopada 2008 roku. Byłyśmy wtedy na krótkich, europejskich wakacjach, niemniej zaopatrzyłyśmy się w specjalny pass linii lotniczych TAM, który pozwolił nam na intensywne podróżowanie drogą powietrzną. Pokonałyśmy wówczas trasę São Paulo - Manaus - Amazonia - Brasília - Pirenópolis - Rio de Janeiro - Foz de Iguaҫu (strona brazylijska i argentyńska wodospadów plus wizyta w paragwajskim mieście Ciudad del Este) - Embu - São Paulo. Oczywiście, w kraju tak olbrzymim jak Brazylia, miejsc wartych odwiedzenia są jeszcze setki, niemniej ze względów finansowych, tym razem musimy sobie odpuścić. Dla zainteresowanych praktycznymi aspektami podróżowania po Ameryce Południowej, ważna informacja – Brazylia jest najdroższym krajem kontynentu, wymagającym wyższych nakładów finansowych niż Chile i Argentyna. Koszt wakacji w Brazylii będzie zbliżony do pobytu w najdroższych rejonach Europy (takich jak np. Lazurowe Wybrzeże i Skandynawia), w Australii czy Nowej Zelandii.
Dlatego właśnie, po przekroczeniu granicy boliwijsko – brazylijskiej, rozpoczęłyśmy rajd do stolicy, aby odwiedzić mieszkającego tam tatę J. Brasília jest z pewnością miejscem niezwykłym i na pewno jeszcze o nim napiszemy. Wprawdzie Heloísa, pochodząca z São Paulo macocha J, utrzymuje, że nie jest ona ani prawdziwym miastem, ani tym bardziej Brazylią, niemniej na pewno warto poświęcić temu fenomenowi architektoniczno – społecznemu trochę uwagi. Niewątpliwie, jest to najzamożniejsze miasto tego kraju. Aby się o tym przekonać, wystarczy udać się w niedzielę nad znajdujące się na środku stolicy jezioro, na którego wodach ścigają się najnowocześniejsze skutery i motorówki (dość powiedzieć, że mimo braku dostępu do morza, to właśnie stolica może poszczycić się największą liczbą zarejestrowanych jednostek pływających w całej Brazylii). W pobliżu eleganckich barów parkują tu samochody dobrych marek, z których pozdrawiają się chłopcy w koszulkach polo z krokodylkiem i dziewczęta z torebkami LV i obowiązkowymi perełkami w uszach. Na czym wzbogacili się ich rodzice? W Brasília nie ma praktycznie ani przemysłu, ani biznesu na dużą skalę. Całe to towarzystwo, które niedzielne popołudnia spędza w elitarnych klubach sportowych, to… urzędnicy państwowi. Z polskiej perspektywy rzecz zupełnie niewyobrażalna.
Gdy nadchodzi weekend, mieszkańcy miasta chętnie ruszają na wycieczki. Jednym z ulubionych ich celów jest miejsce, gdzie właśnie się znajdujemy, czyli oddalona o ok. 200 km od stolicy, Chapada dos Veadeiros. Jest to park narodowy, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Całe centrum Brazylii pokrywa cerrado – rodzaj miejscowej formacji roślinnej, ni to busz, ni sawanna. Na pierwszy rzut oka nie robi oszałamiającego wrażenia – ot, suche zarośla, ale zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu, przede wszystkim, za względu na niezwykłe bogactwo flory i fauny (patrz foto poniżej). Podobno występuje tu blisko 1/3 spośród wszystkich brazylijskich gatunków zwierząt i roślin. Co więcej, po przejściu przez krzewy, oczom turystów ukazuje się pierwszy, 120-metrowy wodospad. Przy kolejnym, 80-metrowym, można wziąć kąpiel, z czego oczywiście skwapliwie skorzystałyśmy, szczególnie, że słońce praży o tej porze roku niemiłosiernie. W wodzie towarzyszyły nam nieustannie stada małych, ciekawskich rybek, które w ogóle nie boją się ludzi, a nad głowami przelatywały parami niebiesko – żółte ary. Okazji do kąpieli jest tu oczywiście więcej, ponieważ okolica obfituje w piękne strumienie oraz formacje skalne i kaniony, tworzące naturalne baseny. Pod mniejszymi wodospadami można także zażyć orzeźwiającego „hydromasażu”. Większość wodnych atrakcji znajduje się na terenie prywatnych gospodarstw, fazendas, które powstały w czasach, gdy w okolicy wydobywano złoto i kryształy. Obecnie, większość z nich należy do bogatych ex-urzędników ze stolicy, którzy w ten sposób dorabiają do i tak niemałej emerytury (wjazd na ich teren to wydatek rzędu 10-15 reali od osoby). Zarobek gwarantowany, szczególnie, że wielu właścicieli nie płaci podatków – dobrym przykładem może być pousada, w której spaliśmy w São Jorge, gdzie klientom nie wydaje się potwierdzenia wniesienia opłaty, nawet gdy o nie poproszą.





Kryształy
Ta malutka (1-1,5 cm) roślina gustuje w insektach
Malpie Ucho obrośnięte "bawełną"
Kryształy przyciągają jednak nie tylko urzędników. Kolejną ciekawą grupą, widoczną szczególnie w największym miasteczku w okolicy, są miłośnicy ezoteryki. W Alto Paraiso łatwiej skosztować można dań kuchni indyjskiej, niż brazylijskiej feijoady, a lokalne sklepiki oferują pełną gamę hinduskich strojów, łapaczy snów i wyrobów z kamieni. Ze względu na wygląd miejscowej klienteli, miejsce to przypominało nam trochę indyjskie Goa, również pełne podstarzałych hippisów w pasiastych, szerokich spodniach i koszulkach z Kriszną. 



Ta roślina wytwarza olejek, niegdyś zbierany na podpałkę


Zainteresowanie kryształami jest zapewne jednym z powodów, dla których wstęp do parku narodowego możliwy jest tylko i wyłącznie w towarzystwie licencjonowanego przewodnika (koszt wynajęcia jego usług wyniósł w naszym wypadku 20 reali od osoby). Być może dobrze, że tak właśnie się dzieje, ponieważ pierwszą czynnością, jakiej oddawali się (bardzo sympatyczni skądinąd) brazylijscy turyści po przekroczeniu jego podwoi, było ponoć rozpalenie ognia pod churrasco. W miejscu, gdzie wilgotność powietrza wynosi często mniej niż 30%, takie działania nieraz kończyły się tragedią. Odnośnie niesubordynacji lokalnych turystów, piękną scenę zaobserwowała na jednym z postoi Heloísa. Pan z północnego wybrzeża namiętnie dzielił się swoim prowiantem ze wspomnianymi wcześniej rybkami. Po kolejnym upomnieniu przewodnika, że ma natychmiast przestać, odburknął: „Nic złego im się nie stanie. To chleb pełnoziarnisty, bardzo zdrowy”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.