sobota, 11 czerwca 2011

Uyuni



Największą atrakcją turystyczną Boliwii jest bez dwóch zdań Salar de Uyuni. To największe solnisko na świecie - biała, bezkresna pustynia. Można go właściwie zobaczyć jedynie w trakcie zorganizowanej wycieczki (lub wynajmując dżipa z kierowcą, co wychodzi na jedno, więc szkoda pieniędzy) Ci, którzy mają mało czasu lub gotówki, mogą pojechać na wycieczkę jednodniową, nie dociera się wtedy jednak w głąb pustynnych rejonów pogranicza Boliwii, Chile i Argentyny. A warto. Dlatego też, większość turystów decyduje się na wyjazd 2-3 dniowy. Pierwszy dzień poświęcony jest głównie solnisku – jeździ się po nim dżipem, odwiedza porośniętą tysiącletnimi kaktusami wyspę Incahuasi, strzela setki zdjęć białego bezkresu, przypominającego do złudzenia śnieg. Dwa kolejne dni to kamienna pustynia, formacje skalne i laguny. Najpiękniejszą z nich jest niewątpliwie La Laguna Colorada - swój czerwonawy kolor zawdzięcza specyficznemu planktonowi. Ten z kolei jest pokarmem licznie występujących tu flamingów, których upierzenie właśnie dzięki takiej diecie staje się różowawe. Te piękne ptaki migrują jednak w czerwcu do cieplejszych rejonów Chile i Argentyny, miałyśmy więc wielkie szczęście, że udało nam się je jeszcze zobaczyć.




Na środku solnej pustyni wyrasta wyspa porośnięta tysiącletnimi kaktusami
 

Miejsce spoczynki najstarszego kaktusa - 12 metrów wysokości, ok. 1200 lat, zmarł w 2007.
 


Mniej szczęścia miałyśmy za to, decydując się na skorzystanie z usług firmy Siloli Tours (beznadziejny przewodnik, tragiczne warunki zakwaterowania drugiej nocy i problemy z odzyskaniem bagaży po powrocie do miasteczka), niemniej wspaniałe widoki i sympatyczne francusko – brazylijskie towarzystwo wynagrodził nam te niedostatki. Trzeba jednak powiedzieć to głośno – w okolicach Salaru nie ma co liczyć na żadne luksusy. Okoliczne hostele nie maja ogrzewania (czasami, właściciel włączy wieczorem piecyk, ale tylko w jadalni, sypialnie są pioruńsko zimne), prywatnych łazienek i toalet, woda w kranie zazwyczaj jest zimna. Pierwszej nocy spałyśmy w pokoju 2-osobowym (z obskurną dzieloną toaletą i płatnym prysznicem) w tak zwanym hotelu solnym, czyli przybytku wykonanym w całości z brył soli, co samo w sobie było atrakcją. Drugi nocleg był znacznie gorszy - nasza szóstka, jako jedyna grupa gości w położonym nieco na uboczu przybytku, spędziła noc w posępnej, wieloosobowej sali przy braku prysznica i ogrzewania, a temperatura za oknem spadała poniżej -15 stopni. Dziękowałyśmy Opatrzności za nasze śpiwory, jednak wstać z łóżka o piątej rano i tak nie było łatwo.

Wiskacza
 

Laguna Colorada
 

Gorące źródła, temperatura powietrza minus 5, jedyna odważna w wodzie - jak zwykle J.



Salar, jak sama nazwa wskazuje, to gigantyczne źródło soli. W dodatku, co roku (po porze deszczowej) przybywa nowa jej warstwa. Jak często ma to miejsce w przypadku krajów rozwijających się, Boliwijczycy przetwarzają sól z Uyuni jedynie na własne potrzeby, podczas gdy z pobliskich lagun Belgowie pełną parą wydobywają boraks. Ostatnio, pod powierzchnią Salaru de Uyuni, odkryto ponoć największe złoża litu na świecie - białe solne jezioro zawiera w sobie 75% światowej rezerwy tego pierwiastka, bez którego nie ruszy żadna komórka ani komputer. Teoretycznie, może to stanowić ogromną finansową szansę dla skrajnie biednej Boliwii. Kraj nie ma jednak środków, sprzętu, technologii i wykształconych kadr aby samodzielnie go wydobyć. Zagraniczne koncerny są chętne natychmiast wkroczyć na Salar i zacząć kopać. Evo Morales, pod wpływem swojego najbliższego politycznego przyjaciela Hugo Chaveza, pokazuje jednak międzynarodowemu kapitałowi środkowy palec. Lit leży i czeka, w Boliwii bieda nadal piszczy. Inna sprawa, że początek wydobycia może stać się końcem turystyki w tym regionie. Rejon na południe od miasta Uyuni jest na razie niemalże dziewiczy (poza kilkoma miejscami, w których zbiera się sól i boraks) i stanowi to o jego turystycznej atrakcyjności. Rozkopane laguny, ciężki sprzęt rozjeżdżający pustynię, flamingi na przymusowej, stałej emigracji w Chile – za parę lat może nie być czego oglądać. Obyśmy się w tych kasandrowych przepowiedniach myliły.

2 komentarze:

  1. przygoda zycia
    przeczytalem od poczatku do konca.
    pozdrawiam
    Mariusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba masz rację, choć mamy nadzieję, że w przyszłości czekają nas jeszcze inne, nie mniej wspaniałe doświadczenia podróżnicze (i nie tylko :-) Pozdrawiamy z Brazylii!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.