środa, 27 kwietnia 2011

Atacama



Pustynia ma magiczną moc, choć obydwie jesteśmy zgodne, że to najbardziej nieprzyjazne człowiekowi środowisko na ziemi. Zarówno tropikalna dżungla, jak i rejony arktyczne, wydają się być łatwiejsze do okiełznania. Spędziłyśmy kilka godzin, jeżdżąc po pustyni na rowerach i zarówno upał, jak i suchość powietrza, dały nam się potężnie we znaki. Nie pomagają litry wypitej wody, czapki, kremy, osłonięcie ciała, ale widoki są nieziemskie. Podobnie jak klimat :-).

Pustynia jest w większości kamienista, choć zdarzają się tu nieliczne - ale za to potężne - piaskowe wydmy. Jedna z nich, umiejscowiona w, nomen omen, „Dolinie Śmierci”, pozwoliła J zrealizować dziecinne marzenie o sturlaniu się z piaskowej góry. Jak postanowiła, tak uczyniła, choć wspinanie się po piasku w 40 stopniach o mało nie przyprawiło jej o zawał.




W drodze na szczyt...
i w dół...
 ***

Kościół w San Pedro jest pierwszą katolicką świątynią, jaką widziałyśmy, w której główne miejsce za ołtarzem zajmuje nie Chrystus, a Święty Piotr, patron wioski. Ukrzyżowany Jezus znajduje się w nawie bocznej, a przed jego postacią stoi typowa menora (sic!). Matka Boska natomiast jest Indianką.



 
***

Jutro wyjeżdżamy z Chile do Peru. Zapewne zamilkniemy na kilka dni, ponieważ będziemy przemieszczać się w tempie przyspieszonym do Cuzco. W planach mamy pięciodniowy trekking do Machu Picchu, przed którym musimy się jeszcze zaaklimatyzować. 9 maja, natomiast, musimy być już z powrotem w Cuzco, ponieważ „podejmujemy” :-) kolejnych gości - tym razem odwiedzą nas dwie przyjaciółki, z którymi będziemy podróżować przez dwa tygodnie po Peru. Odezwiemy się jednak z tego niezwykle, ponoć, pięknego miasta. Po Chile, które nie przypadło nam szczególnie do gustu (poza Valparaiso i SPdA), bardzo liczymy na pozytywną odmianę. Nasza rada dla przyszłych podróżnych – jeśli wahacie się między Argentyną i Chile, zdecydowanie jedźcie do pierwszego z tych państw – kraj jest ciekawszy, a ludzie nieporównywalnie milsi.

2 komentarze:

  1. Kurcze, zadziwiające co piszecie. Moje odczucia są kompletnie odwrotne. W Chile spędziliśmy 2 miesiące i za każdym razem, gdy przekraczaliśmy granicę w drodze do Argentyny (a robiliśmy to 6 razy), marszczyliśmy nosy, wiedząc co nas czeka. Z wieloma wyjątkami oczywiście Argentyńczycy byli aroganccy, opryskliwi, napastliwi. W Argentynie też spotkaliśmy się z wieloma kradzieżami i napadami. W Chile za to zawarliśmy mnóstwo przyjaźni, a Park Narodowy Lauca, całe południe Chile, Chiloe i Carretera Austral- jej widoki i odludność- prawdziwy koniec świata nie równają się z niczym w Argentynie. W obu krajach byliśmy blisko 4 miesiące, więc nasze wrażenia się dobrze ugruntowały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kwestia przypadku w kontaktach? Różnica w gustach? Nie wiemy. Nie spotkałyśmy ani jednego aroganckiego Argentyńczyka a wszyscy byli mili i pomocni. Zgadzam się, że południe Chile jest piękne, ale nie ustępuje w mojej ocenie w niczym okolicom El Chalten a parki Tores del Paine i Los Glaciares to w sumie jeden obszar o bardzo podobnej rzeźbie terenu. Jeden i drugi wspaniały. Chile ma dla nas dosyć paskudne miasta poza Valparaiso i było dosyć nudnawe w porównaniu z sąsiadami. No i nie ma lodowca Perito Moreno ani wodospadów Iguazu, ścisłej czołówki na naszej liście cudów przyrody:-) Ale to są wszystko indywidualne odczucia. Na odbiór kraju wpływają takie rzeczy jak pogoda, poznani ludzie, jakieś wydarzenia pozytywne lub negatywne. Po dwóch pobytach w Chile jakoś nie sądzę, żebym tam wróciła sama z siebie, chyba, że ponownie w drodze na Wyspę Wielkanocną. W poście "podsumowanie" pisałyśmy chyba raz jeszcze o Chile i Argentynie. Nie jest jednak naszym zadaniem przekonywanie kogokolwiek, że Chile jest okropne. Nie jest. Ma kilka fajnych miejsc, nam się po prostu dużo bardziej podobało w Argentynie co też jest przecież subiektywne:-)
    Pozdrawiam
    Paulina

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.