Po mało obiecującym starcie w Puerto Montt i Santiago, Valparaiso okazało się prawdziwą niespodzianką. Jego zabudowa przypomina trochę dekadencką Lizbonę, aczkolwiek bez charakterystycznej kostki brukowej i w dużo bardziej zaniedbanej wersji (tak, tak, to możliwe). Tak jak w stolicy Portugalii, jest tu więc port, wąskie uliczki pnące się po wzgórzach i… funikulary (z tą różnicą jednak, że wiele z nich w Valparaiso zostało zamkniętych na głucho). Droga wzdłuż nadbrzeża prowadzi do Viña del Mar, sympatycznego miasteczka, przypominającego swym usytuowaniem, promenadami i plażami podlizboński kurort Cascais. Wrażenie deja vu towarzyszyło nie tylko nam - poznana Kanadyjka opowiedziała nam, jak prowadziła swego towarzysza do pewnego pięknego miejsca, uświadomiwszy sobie dopiero po chwili, że widziała je właśnie na lizbońskiej Alfamie, a nie w chilijskim Valparaiso.
Wydaje się, że władze miasta, zdając sobie sprawę z gigantycznych kosztów związanych z renowacją starych budynków, wpadły na alternatywne rozwiązanie - dały artystom ulicznym wolną rękę przy ozdabianiu przestrzeni publicznej. Dzięki temu, ściany starych, rozsypujących się budynków roją się od grafitti i kolorowych mozaik. Valparaiso ma także inne znakomite artystyczne tradycje – to właśnie tu mieszkał wybitny chilijski poeta, laureat nagrody Nobla, Pablo Neruda.
Na dowód zamieszczamy poniżej trochę zdjęć ze specjalną dedykacją dla wszystkich naszych Przyjaciół, zakochanych w lizbońskich klimatach.
Pelikany można zobaczyć w Vina del Mar |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.