niedziela, 24 kwietnia 2011

Wielkanoc w San Pedro de Atacama

Postanowiłyśmy nie przemieszczać się w trakcie świąt, zakładając, że w katolickim kraju, jakim niewątpliwie jest Chile, może być to bardzo utrudnione. Jako że La Serena nie przypadła nam do gustu aż tak, by siedzieć tam ponad tydzień, w Wielką Sobotę przeniosłyśmy się do San Pedro de Atacama. To niewątpliwie najbardziej turystyczne miejsce w całym Chile - maleńka wioska na pustyni Atacama, żyjąca wyłącznie z napływu gringos. P (która była w SPdA przed siedmiu laty), uprzedziła J, że święta spędzimy spędzimy, zapewne, włócząc się po pustyni, ponieważ nie należy się spodziewać, aby w Wielką Niedzielę czy Poniedziałek, organizowane były jakieś wycieczki do okolicznych atrakcji. Wszelkie nasze założenia okazały się całkowicie błędne. Święta świętami, ale pecunia non olet. Sklepy otwarte są do 1 w nocy, w Wielką Niedzielę wszystkie agencje turystyczne zaczynają pracę o 4 rano i kończą o 22, a wypożyczalnie rowerów czynne są non stop, o knajpach nawet nie wspominając. Tylko w bankomacie zabrakło gotówki. My Wielkanoc uczciłyśmy wycieczką do gejzerów, w trakcie, której na świąteczny lunch spożyłyśmy empanady z kozim serem i szaszłyki z kurczaka (obydwie rzeczy wyśmienite - wreszcie udało nam się zjeść w Chile coś, co kulinarnie rzucało na kolana). W wiosce jakichkolwiek oznak Świąt raczej nie widać, choć o godzinie 1 po południu, po rynku przeszła malutka procesja. Naprawdę maleńka. Skonstatowałyśmy, że Polska jest zapewne ostatnim bastionem stosunkowo powszechnej obrzędowości katolickiej. Oprócz Watykanu, rzecz jasna;-)

Wielkanocny lunch
 



W tle widoczna cała procesja
Chilijskie kropidło z kwiatka :-)
W Wieli Piątek, w kościołach, zasłaniany jest ołtarz i wszystkie figury przedstawiające Chrystusa
Zerwałyśmy się o 3.40, aby na wschód słońca dojechać do położonych na 4300 m n.p.m gejzerów El Tatio. Same gejzery były  ciekawe, choć po zobaczeniu efektów działalności geotermalnej w Nowej Zelandii, takie poletka dymiącej pary nie robią na nas oczekiwanego wrażenia. Szkoda. Jednak widoki, jakie można obserwować podróżując przez chilijskie Altiplano są warte wstawania w środku nocy, doświadczenia przejmującego zimna przed wschodem słońca i lekkiej zadyszki na wysokości 4300 m n.p.m. Na szczęście nie miałyśmy żadnych objawów choroby wysokościowej, mimo, że w ciągu dwugodzinnej podróży pokonuje się 2 tysiące metrów przewyższenia (P miewała w życiu objawy choroby wysokościowej na dużo niższych wysokościach). Na szczęście czułyśmy się dobrze. Na wszelki wypadek, w trosce o nasze dobre samopoczucie, zabrałyśmy ze sobą jednak także cukierki z koką :-)

Gejzery o wschodzie słońca


W jednym z basenów geotermalnych można się wykąpać, co wymaga nie lada odwagi, ponieważ temperatura powietrza utrzymuje się poniżej zera

Wikunia, kuzynka guanaco
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.