piątek, 29 lipca 2011

Denga nad Atitlanem

Utknęłyśmy nad jeziorem Atitlán aż do odwołania. Byłaby to dobra wiadomość, gdyby nie towarzyszące jej okoliczności. Atitlán jest miejscem przepięknym – szmaragdowym jeziorem położonym w kalderze powstałej po potężnym wybuchu wulkanu. Górują nad nim trzy, idealnie ukształtowane stożki „nowych” wulkanów, każdy mierzy ponad 3 tysiące metrów. Wokół jeziora rozrzucone są malutkie, indiańskie wioski. My jednak siedzimy w najmniej ciekawym miasteczku Panajachel, a powód jest po temu jeden – mają tu mianowicie wiejski ośrodek zdrowia i apteki. Justyna natomiast ma zapewne gorączkę Denga (Dengue). Piszę zapewne, bo diagnozowanie tej choroby jest trudne nawet przy dostępie do najlepszej opieki zdrowotnej, a nie ma tu testów pozwalających na stwierdzenie obecności wirusa w organizmie. Jesteśmy na gwatemalskiej prowincji i najbardziej wyrafinowanymi sprzętami medycznymi w lokalnej przychodni są stetoskop i waga. Jednak gdybyśmy były nawet w Warszawie czy Nowym Jorku, tamtejsi lekarze też opieraliby swoją diagnozę na zwykłym badaniu i obserwacji. Tak czy siak, pan doktor powiedział, że albo jest to dziwna grypa albo Denga właśnie. Jeśli za 2 dni nie będzie lepiej, mamy szukać testów na malarię. Denga przypomina ostrą grypę i jest to główny powód konfuzji. Wysoka gorączka, bóle mięśniowo – kostne, masakryczny ból głowy. To, co nas niepokoi, to kilka drobnych elementów, wskazujących jednak bardziej na Denga. Gorączka sięgająca 39 stopni to u J absolutny wyjątek. Raz w życiu miała taką temperaturę i dzień później wylądowała w szpitalu. Ból głowy, ekstremalnie silny i pulsujący, skupiony jest głównie koło oczu i jest tak mocny, że każdy kontakt ze światłem jest torturą. Gorączka znika i powraca. Ma nudności. Nie ma natomiast żadnych objawów typowego przeziębienia, takich jak katar, ból gardła czy kaszel. Poza wysypką (która może jeszcze się pojawić), mamy encyklopedyczne objawy gorączki Denga. Nie musimy chyba dodawać, że nie jest to powód do radości. Szczerze przyznam, że wczoraj byłam śmiertelnie przerażona, gdy wiozłam ją do centrum zdrowia, którego wygląd nie nastrajał pozytywnie. Na całe szczęście jednak, jednorazowe strzykawki są już na wyposażeniu nawet tak prymitywnych przychodni jak ta w Panajachel, a lekarze są profesjonalni i przyjaźni. Na gorączkę Denga nie ma specjalnego lekarstwa, łyka się zwyczajny paracetamol, nawadnia organizm glukozą i wypoczywa. Na początek J dostała też zastrzyk przeciwgorączkowy. Dziś jest już trochę lepiej, ponieważ gorączka spadła i wrócił jej apetyt, nieodzowny znak, że wraca do zdrowia. Na razie jednak leży i głównie śpi, w krótkich przerwach marudząc, że jej się nudzi. To też oznaka znacznej poprawy ;-).

W trakcie ostatnich, strasznie nerwowych, dni (przez pierwsza dwa byłyśmy pewne, że to zwykła grypa, potem jednak objawy się nasiliły i koniec końców wylądowałyśmy u lekarza), jedno wydarzenie miało charakter lekko komiczny. Siedząc w poczekalni przychodni w Panajachel, pomiędzy indiańskimi kobietami z zasmarkanymi dziećmi, dostrzegłyśmy grupę kobiet, która wyraźnie odróżniała się od reszty ubiorem i zachowaniem. Indianki chodzą zazwyczaj w tradycyjnych strojach, nieliczne noszą tu spodnie i zwykłe bluzki. Wszystkie jednak ubierają się skromne i szczelnie zakrywają ciało. Wspomniane kobiety w przychodni, poza tym, że były hałaśliwe, odziane były nad wyraz wyzywająco – głębokie dekolty, odsłonięte ramiona i brzuchy. Niektóre miały tatuaże, wszystkie natomiast silny makijaż. Zażartowałam, że wyglądają jakby pracowały w najstarszym zawodzie świata. Szybko okazało się, że moje przypuszczenia były jak najbardziej słuszne. Panie, w liczbie kilkunastu, co może wskazywać na to, że stanowiły zasadniczą większość przedstawicielek swojego fachu w maleńkim Panajachel, stawiły się w przychodni, w której wysłuchały pogadanki zdrowotnej, zostały przebadane, zaopatrzone w prezerwatywy (które każda z nich trzymała w ręku lub wciskała za stanik, co wywoływało konsternację zgromadzonych w przychodni matron z dziećmi), a następnie pobrano im krew do badania. Wszystko za darmo, w atmosferze zabawy i wesołego podniecenia. Nie wiemy tylko kto był inicjatorem tego wydarzenia – przychodnia czy kobiety. W każdym razie naszą uwagę przykuł plakat namawiający do zrobienia sobie darmowych (sic!) testów na obecność wirusa HIV – w mieścinie, w której mieszka kilkanaście tysięcy ludzi. W dodatku w kraju, w którym zasadnicza większość mieszkańców żyje w biedzie. Bardzo nas to pozytywnie zaskoczyło. Możemy się mylić, ale wydaje nam się, że na polskiej wsi zrobienie testu na obecność HIV może nie być wcale takie proste, a na pewno nie będzie darmowe.

Po ponad tygodniu słonecznej pogody powróciły deszcze, co w połączeniu z przymusowym unieruchomieniem J, nie jest aż tak denerwujące. Liczymy jednak na to, że uda nam się w końcu zobaczyć okolice Atitlán, które oprócz wspaniałej przyrody oferują również możliwość obserwowania niesłychanie kolorowych plemion indiańskich i ich wiosek. Gdy tylko ruszymy się z naszego domowego szpitala, a pogoda pozwoli na zrobienie jakiś zdjęć, na pewno o tym doniesiemy. Na razie kilka ostatnich zdjęć z Antigua.

P.






4 komentarze:

  1. Caramba! W Indiach sa testy na denge! Wiem, bo sir mial robione rok temu. Na szczescie wynik byl negatywny, okazalo sie, ze to zwykla grypa. J., wracaj do zdrowia czym predzej! Trzymajcie sie cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj to się zmartwiłam, przeczytałam w
    "internetach" co to takiego ta denga.
    Nawet jak jestem zazdrosna, to nie ściągam
    nie nikogo zlych mocy, przysięgam,
    Trzymamy się opcji, że to jest ta dziwna
    grypa. Ostatecznie na takim "zadupiu" może
    się zdarzyć, że grypa przebiega nietypowo.
    kaska

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze, szczerze współczuję. życzę szybkiego powrotu do zdrowia! pozdrawiam
    Yga

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieki wielkie! Nie martwcie sie, juz jest duzo lepiej, zero goraczki (mam nadzieje, ze tak juz zostanie). Co do testow, to w Panajachel takich nie maja, ale rzeczywiscie pamietam z Wwy, ze wspominal o nich nasz pan dr od med. tropikalnej, pewnie bedziemy dowiadywac sie po powrocie.
    Buziaki,
    J.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.