wtorek, 12 kwietnia 2011

Ruta 40




Podróż Ruta 40 okazała się łatwiejsza i przyjemniejsza niż się spodziewałyśmy. Przede wszystkim, nieprawdą jest, że cała droga jest szutrowa. Rzeczywiście, na odcinku z El Chaltén do Perito Moreno, asfaltu jest niewiele, a gdy już się pojawi, jego jakość woła o pomstę do nieba. Na odcinku do Bariloche, natomiast, droga jest asfaltowa, z wyjątkiem ok. 80 km początkowego odcinka. Na całej jej długości trwają teraz intensywne prace i najprawdopodobniej, za parę lat, ok. 1500 km z El Calafate do Bariloche będzie można pokonać w jeden dzień (a nie w dwa i pół, jak to ma miejsce obecnie). Kolejną nieprawdą jest informacja, że wzdłuż drogi ciągną się Andy i lodowce. Te oddalone są o jakieś 80 km na zachód i mimo że czasami błyśnie gdzieniegdzie w słońcu ośnieżony szczyt, jednak przez większość drogi, z autokaru widać to samo Wielkie Nic, co zawsze. (Może tylko trochę bardziej pofałdowane i jeszcze „pustsze” niż zazwyczaj). Na odcinku 600 km z El Chaltén do Perito Moreno znajdują się ze 3-4 samotne estancias (wielkie gospodarstwa poświęcone hodowli owiec)i jedna miejscowość – Bajo Caracoles (w wolnym tłumaczeniu: Nizina Ślimaków, cokolwiek by to miało oznaczać) – pięć chałup i piach, który zawiewa wiatr. Pustka.





Bajo Caracoles


Wiatry rzeczywiście są silne, ale drzew w południowej Patagonii się nie uświadczy

Bez mate argentyński kierowca nie pojedzie
Po przejechaniu setek kilometrów takiego pustkowia, wjechałyśmy do Bariloche, skrzyżowania alpejskiego kurortu z Octoberfestowym miasteczkiem, w którym językiem urzędowym jest jednak hebrajski:-). Przedziwne miejsce, ukochane przez Argentyńczyków latem i zimą, naszego serca nie zdobyło. Alpejski chatki, hiszpańskie szyldy pisane szwabachą i psy bernardyny z obowiązkową beczułką na szyi – tandeta i mocno germański klimat. Jakkolwiek nie mamy nic przeciwko germańskości w Niemczech (czytaj: P nie ma, jest nawet admiratorką Heimatu, J woli na temat wdzięku lederhosen i ogrodowych krasnali nie wypowiadać się wcale), a imigracja niemiecka dotarła do Argentyny na wiele lat przed 1945 rokiem, nam jakoś cały czas w głowach siedzi argentyńska historia Eichmana czy Priebke - ale o tym już w następnym poście. 


Dwugłowe orły nie są typowym latynoskim ornamentem a strudel - typowym argentyńskim przysmakiem

Główna ulica Bariloche

4 komentarze:

  1. Co to znaczy, że urzędowym językiem jest hebrajski i zaraz informacja o germańskości Bariloche? Jak to połączyć i wytłumaczyć, szczególnie, że Argentyna słyneła jako kryjówka - azyl nazistów! Skąd tam Żydzi lub żydowski charakter miejscowości. Czy te pustkowia są bezludne? Kto tam żyje, z czego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwaga o jezyku urzedowym byla oczywiscie zartem. Jak pisalysmy w jednym z poprzednich postow, argentynska Patagonia wrecz zalana jest duzymi grupami mlodych Izraelczykow, stad hebrajski jest w powszechnym uzyciu w restauracjach, hostelach, agencjach turystycznych. Nawet straznicy w parku zartowali, ze zwierzeta nauczyly sie prosic turystow o jedzenie w tym jezyku :). O germanskosci napiszemy osobnego posta. Pustkowiwa sa w wiekszosci niezamieszkane, ale wszystkie sa wlasnoscia prywatna wykorzystywana jako pastwiska. Ci mieszkancy Patagonii, ktorzy nie zyja z hodowli owiec, zajmuja sie turystyka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hebrajski jest językiem urzędowym w wielu miejscach Argentyny i Chile i w ogóle Ameryki Południowej :) A w ogóle to miejsca, które odwiedzacie są bardzo mi bliskie.

    Ciekawy blog, byłem tam jakiś czas temu. Polecam moją relację, może Was jakoś zainspiruje...

    Podróż dookoła świata

    OdpowiedzUsuń
  4. Jozin,
    Dzieki za linka - rzeczywiscie glowkujemy teraz nad kolejnymi ruchami, zwlaszcza, ze trzeba sie gdzies zaszyc na swieta :)
    Pozdrawiamy serdecznie i zyczymy jeszcze wielu udanych okrazen globu!!
    JiP

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.