wtorek, 7 września 2010

Kolej transsyberyjska cz. 2


W wagonie niepodzielną władzę sprawuje prowadnica.  Najbardziej rozrabiający pasażerowie milkną jak trusie po jej uwagach.  Nie dotyczyło to wprawdzie naszej Mariny (jednak z siedzących najbliżej Rosjanek), ale i ona udawała, że się boi.  Jako jedyni otwieraliśmy w pociągu okno (jak powszechnie wiadomo od smrodu jeszcze nikt nie umarł a od zimna cała armia napoleońska), co spotykało się z powszechnym oburzeniem i skargami.  Prowadnica przychodziła i upominała nas srogo. Na jej oczach okno zamykano, ale Marina chwilę później je otwierała.  Podobnie było, gdy nasi polscy koledzy rozkręcili małą, lokalną imprezkę a najbliżej leżący pan uznał to za szczyt chamstwa i po nieudanych próbach interwencji u nas poskarżył się prowadnicy.  Tym razem skapitulowaliśmy, z prowadnicą się nie dyskutuje :-)

Kłopoty z imprezką nie wynikały zresztą z niezrozumienia dla potrzeby zabawy, tylko z absurdalnego sposobu liczenia czasu.  Cała kolej transsyberyjska, od Moskwy po Władywostok funkcjonuje według czasu moskiewskiego. W Irkucku jest pięć godzin później, we Władywostoku – siedem.  Jedziemy półtora dnia i mijamy dwie strefy czasowe.  Po trzeciej zaczynają się problemy.  Zegarek nastawiony na czas moskiewski pokazuje 20-ale de facto jest 23 i wszyscy chcą spać.  Poza nami.  My jedziemy według czasu moskiewskiego.  O 4 rano czasu moskiewskiego robi się jasno, ale my śpimy do 9-10, czyli ok. 13 czasu lokalnego.  Do Irkucka dojeżdżamy o 22 czasu moskiewskiego (czyli późny wieczór, nie ma potrzeby się kłaść) ale tak naprawdę jest 3 nad ranem.  Całkowita schizofrenia czasowa. 

Wiele osób pytało jak wygląda wagon plackartnyj. Same tego wcześniej nie wiedziałyśmy.  Nie ma przedziałów, prycze jak w naszych kuszetkach są trochę krótsze, ale za to w korytarzu, wzdłuż okna mieszczą się jeszcze dwie dodatkowe - dolna i górna.  Dolną w ciągu dnia zamienia się w stolik i dwa siedziska.  Wygląda to tak:








2 komentarze:

  1. Jestem szczerze rozczarowany, że nie było żadnych ostrych imprez. Ale mniej więcej podobne mam wspomnienia z przejazdu z Moskwy do Ałma-Aty (1996, jedyne 72 godziny w pociągu). Najgorsza część wspomnień z tamtej podróży to faktycznie wagonowi - Kazachowie. Już zanim pociąg ruszył chcieli od nas wyciągnąć 50 usd za wymianę żarówki w przedziale. Byliśmy twardzi, ale i tak musieliśmy pod sam koniec wybulić za obrzygane prześcieradło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A my i tak zazdrościmy, chociaż u nas i ludzie umyci i powietrze świeże :-)
    Pozdrawiamy,
    AJ i IM

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.