Kharhorin było stolicą największego imperium w historii, państwa stworzonego przez Czyngis – Chana. Dopiero gdy Chińczycy najechali Kharhorin zrównali miasto z ziemią. Z okresu Imperium Mongolskiego pozostały dwie figury żółwi znaczące granice miasta. W Kharhorin znajduje się także jeden z najciekawszych klasztorów w Mongolii, Erdene Zuu. Był pierwszym i największym centrum buddyzmu w całej Mongolii do czasu gdy nie został zniszczony przez komunistów. Pozostały jedynie zewnętrzne mury ze stupami oraz kilka świątyń (z 62 istniejących oryginalnie).
Khakrhorin, oprócz klasztoru, posiada jeszcze jedna atrakcję - zdecydowanie innego typu. Lokalna legenda mówi, że mnisi zbyt często wdawali się w romanse z kobietami z wioski, więc główny lama klasztoru, postanowił ukrócić ten proceder, za który obwiniano pobliskie zbocze góry o lekko „waginalnym” zarysie. Aby wyrównać siły pomiędzy pierwiastkami męskimi i żeńskimi, na zboczu góry postawiono niewielką falliczną figurkę skierowaną w stronę pagórka. Ma ona około 60cm długości i uznawana jest za miejsce święte o czym świadczy opasująca ja niebieska wstążka. Aby nikt z turystów nie przegapił tej niewątpliwej atrakcji, w jej pobliżu ustawiono nowego fallusa, tym razem – bagatela – trzymetrowego.
Krajobraz mongolski jest dosyć monotonny i stanowi poważne wyzwanie gdy zachce się siusiu. Czasami, nieczęsto jednakże, jakaś rzeka lub górka stanowi chwilowe urozmaicenie. Każda górka jest jednak zawsze za daleko, żeby można się za nią skryć w trakcie postoju w podróży :-)
Step pozwala jednak na spokojną obserwację zwierząt. Na jednego Mongoła przypada statystycznie 13 koni, a podstawą gospodarki jest hodowla owiec i kóz, ale to nie one przykuwają uwagę w trakcie podróży. Dwugarbne, bardzo włochate baktriany (wielbłądy) pasą się stadami przy drodze, ale największe wrażenie robią stada sępów kasztanowatych. Te potężne ptaki, o wzroście dochodzącym do 120 cm i rozpiętości skrzydeł do 3 metrów, są dosyć powszechne w Mongolii i można je bez trudu zaobserwować na stepie. Sęp kasztanowaty jest jednym z najwyżej latających ptaków, hemoglobina w jego krwi ma specjalną budowę, pozwalającą mu na transport tlenu i - tym samym - latanie aż do górnych partii troposfery (10 do 13 km). Po raz pierwszy w życiu widziałyśmy też prawdziwego kruka (nie gawrona, ani wronę, tylko wielkiego kruka właśnie, który pozował nam do zdjęcia z odległości kilku metrów). Używane do polowań na wilki orły, niemal równie potężne jak sępy, spotkałyśmy niestety jedynie na uwięzi.
W Kharhorin mieszkałyśmy w gerze (to właściwa nazwa dla mongolskiego namiotu, powszechnie używana w Polsce „jurta" teoretycznie oznacza namiot nomadycznych ludów zamieszkujących tereny Azji, ale tylko do gór Ajtał. W Mongolii nie ma jurt tylko gery). Był to lokalny hostel, a dzięki temu, że jest już mocno po sezonie, cały ger miałyśmy dla siebie. W gerze obok mieszkała właścicielka hostelu z dziećmi. Jej 4-letnia córeczka była maskotką wszystkich turystów, a nas upodobała sobie szczególnie.
Polska nazwa tego miasta stosowana w książkach historycznych i podróżniczych to Karakorum.
OdpowiedzUsuń