czwartek, 23 września 2010

Mongolia - varia i kulinaria

Spędziłyśmy 2 ostatnie dni na tzw. zorganizowanej turystyce.  Nasz przewodnik - mąż kobiety, u której mieszkałyśmy w Kharhorin - okazał się kompletnie nawiedzonym buddystą (gwoli ścisłości - cenimy sobie buddyzm, nie lubimy tylko religijnych oszołomów - choć akurat ci w wydaniu buddyjskimi wydają się nam najmniej groźni, choć nie mniej uciążliwi). W ciągu dwóch dni wysłuchałyśmy setek nauk plus zaliczyłyśmy lekcję medytacji połączoną z ćwiczeniem technik oddechowych (P zaliczyła, J siedziała z boku i pękała ze śmiechu, kręcąc film ukrytą kamerą).  Ci, którzy nas znają, wiedzą, ze do religii i medytacji nadajemy się mniej więcej tak samo jak do baletu i fizyki kwantowej :-)

Poza naukami podstaw buddyzmu tybetańskiego, miałyśmy szansę zapoznać się z kumysem (zwanym tu airag), czyli sfermentowanym mlekiem konia. (Przy okazji prosimy o komentarze lub maile z informacją czy ludzie w Polsce znają słowo kumys, czy kojarzą to z Azją, czy słyszeliście tę nazwę wcześniej etc – pokłóciłyśmy się o to).  Niektórzy twierdzą, że airag smakuje jak kefir, ale chyba wyjątkowo podły.  Coś wybitnie ohydnego - rozwodniona, kwaśna, sfermentowana biała ciecz z grudkami. Trudno to porównać z czymkolwiek.  Dużo lepszym napojem, choć też dalekim od doskonałości, jest mongolska herbata.  Nie ma nic wspólnego z herbatą.  Jest to mleko, do którego dorzuca się zioła i sól. Również niezłe paskudztwo, w przeciwieństwie od mongolskich krajobrazów.  Te są zwyczajnie piękne.  Plus można je podziwiać z grzbietu konia.  Po drodze można też spotkać częściowo oswojonego orła.  Tylko mongolscy Kazachowie szkolą orły do polowań na króliki i lisy - tradycja ta liczy ponad 2000 lat.  Polowania odbywają się wyłącznie zimą, a latem orły służą, jako atrakcja turystyczna.  Za całego dolara można sobie zrobić z nim zdjęcie.  Jest to trudniejsze niż można się spodziewać, ponieważ orzeł waży 7 kilogramów a trzymając go na wyciągniętej ręce trzeba nią cały czas potrząsać żeby rozpostarł skrzydła. 





Jakieś 50 km pod UB, nagle, wśród stepu pojawią się kuriozum. Z daleko błyszczy się jak statek ufoludków.  Dopiero gdy podjedzie się bliżej okazuje się, że kosztem blisko 5 mln dolarów rząd tego biednego kraju wystawił 40 metrowy pomnik Dżyngis Chana.  Na koniu.  Ze stali.  Wokół budują centrum turystyczne. W podziemiach znajduje się muzeum epoki brązu (dla pasjonatów prawdziwa gratka, kolekcja jest imponująca).  Ale pomimo tego, wszystko to wydaje się mocno nierealne.  I absurdalne.




Do usłyszenia z Chin.  

9 komentarzy:

  1. kumys znam, kojarzę z polską, spotkałem się z nim chyba w jakiejś książce niziurskiego (ale tam był chyba kumys kozi) zawsze uważałem to za szczyt okropieństwa. Jak smakuje?
    I jeszcze jedno zawsze myślałem, że to mleko klaczy karmiącej źrebaka, niesfermentowane, tylko od pyska odjęte maleństwu.
    fuj.

    uwielbiam was czytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście chodzi o "Siódme wtajemniczenie", gdzie jednym z warunków przynależności do bractwa Matusów było regularne picie kumkozy, czyli kumysu z koziego mleka właśnie.

      Usuń
  2. Jak można nie wiedzieć, co to jest kumys, no jak? ;)
    Ale na przykład mąż mój NIE WIE. Czyli obie miałyście rację.
    Pozdrawiam!
    Podczytująca Was dotąd zza krzaka
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam to określenie - kumys znaczy. Z bajek na kanale minimini oglądanych z córcią ;)
    Czy w Mongolii są jaki? Czy z Nepalem mi się pomerdało? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Medytacja w wykonaniu P?! Czy medytowała biegnąc?
    Zwiedzanie z konia super. Bardzo później bolało?
    Buziaki
    M

    OdpowiedzUsuń
  5. To mleko to tak bardziej od klaczy (tak sie nazywa plec przeciwna u koni) ;-)
    Pozdrawiam
    S

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja wiem co to kumys, nie wiem skad, chyba z opowiesci o najazdach mogolow, a moze z trylogii? Skads wiem, i zawsze myslalam ze moze nie jest najgorsze bo to pewnie taki inny kefir :-)
    Iwa

    OdpowiedzUsuń
  7. Dorota - w Mongolii są jaki, zarówno hodowlane jak i półdzikie oraz krzyżówki krowy z jakiem zwane przez lokalnych henk.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kumys,słyszałem i kojarzę jako napój pasterzy mongolskich.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.