Poza naukami podstaw buddyzmu tybetańskiego, miałyśmy szansę zapoznać się z kumysem (zwanym tu airag), czyli sfermentowanym mlekiem konia. (Przy okazji prosimy o komentarze lub maile z informacją czy ludzie w Polsce znają słowo kumys, czy kojarzą to z Azją, czy słyszeliście tę nazwę wcześniej etc – pokłóciłyśmy się o to). Niektórzy twierdzą, że airag smakuje jak kefir, ale chyba wyjątkowo podły. Coś wybitnie ohydnego - rozwodniona, kwaśna, sfermentowana biała ciecz z grudkami. Trudno to porównać z czymkolwiek. Dużo lepszym napojem, choć też dalekim od doskonałości, jest mongolska herbata. Nie ma nic wspólnego z herbatą. Jest to mleko, do którego dorzuca się zioła i sól. Również niezłe paskudztwo, w przeciwieństwie od mongolskich krajobrazów. Te są zwyczajnie piękne. Plus można je podziwiać z grzbietu konia. Po drodze można też spotkać częściowo oswojonego orła. Tylko mongolscy Kazachowie szkolą orły do polowań na króliki i lisy - tradycja ta liczy ponad 2000 lat. Polowania odbywają się wyłącznie zimą, a latem orły służą, jako atrakcja turystyczna. Za całego dolara można sobie zrobić z nim zdjęcie. Jest to trudniejsze niż można się spodziewać, ponieważ orzeł waży 7 kilogramów a trzymając go na wyciągniętej ręce trzeba nią cały czas potrząsać żeby rozpostarł skrzydła.
Jakieś 50 km pod UB, nagle, wśród stepu pojawią się kuriozum. Z daleko błyszczy się jak statek ufoludków. Dopiero gdy podjedzie się bliżej okazuje się, że kosztem blisko 5 mln dolarów rząd tego biednego kraju wystawił 40 metrowy pomnik Dżyngis Chana. Na koniu. Ze stali. Wokół budują centrum turystyczne. W podziemiach znajduje się muzeum epoki brązu (dla pasjonatów prawdziwa gratka, kolekcja jest imponująca). Ale pomimo tego, wszystko to wydaje się mocno nierealne. I absurdalne.
Do usłyszenia z Chin.
kumys znam, kojarzę z polską, spotkałem się z nim chyba w jakiejś książce niziurskiego (ale tam był chyba kumys kozi) zawsze uważałem to za szczyt okropieństwa. Jak smakuje?
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno zawsze myślałem, że to mleko klaczy karmiącej źrebaka, niesfermentowane, tylko od pyska odjęte maleństwu.
fuj.
uwielbiam was czytać:)
Oczywiście chodzi o "Siódme wtajemniczenie", gdzie jednym z warunków przynależności do bractwa Matusów było regularne picie kumkozy, czyli kumysu z koziego mleka właśnie.
UsuńJak można nie wiedzieć, co to jest kumys, no jak? ;)
OdpowiedzUsuńAle na przykład mąż mój NIE WIE. Czyli obie miałyście rację.
Pozdrawiam!
Podczytująca Was dotąd zza krzaka
Aga
Znam to określenie - kumys znaczy. Z bajek na kanale minimini oglądanych z córcią ;)
OdpowiedzUsuńCzy w Mongolii są jaki? Czy z Nepalem mi się pomerdało? ;)
Medytacja w wykonaniu P?! Czy medytowała biegnąc?
OdpowiedzUsuńZwiedzanie z konia super. Bardzo później bolało?
Buziaki
M
To mleko to tak bardziej od klaczy (tak sie nazywa plec przeciwna u koni) ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
S
No ja wiem co to kumys, nie wiem skad, chyba z opowiesci o najazdach mogolow, a moze z trylogii? Skads wiem, i zawsze myslalam ze moze nie jest najgorsze bo to pewnie taki inny kefir :-)
OdpowiedzUsuńIwa
Dorota - w Mongolii są jaki, zarówno hodowlane jak i półdzikie oraz krzyżówki krowy z jakiem zwane przez lokalnych henk.
OdpowiedzUsuńKumys,słyszałem i kojarzę jako napój pasterzy mongolskich.
OdpowiedzUsuń