środa, 15 września 2010

Ułan Bator

Po 30 godzinnej podróży pociągiem z Irkucka, jesteśmy w Ułan Bator.  Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, o szóstej rano, na peronie stała pani z tabliczką „Justyna Winc”.  Najpierw miałyśmy wątpliwości, ale polskie brzmienie imienia i krótka rozmowa, potwierdziły że pani jest z Mongolian Stepp Guesthouse i nieproszona, sama z siebie, z dobrego serca, przyjechała odebrać nas z dworca.  W dodatku, jedynie z podanego przez nas orientacyjnego czasu dotarcia do hostelu (ok. 8 rano) wywnioskowała, że musimy jechać pociągiem z Irkucka.  Oto plusy stolicy, do której przyjeżdża zaledwie kilka pociągów dziennie :-).

Nasz hostel, podobnie jak ten w Irkucku, jest 3-pokojowym mieszkaniem w bloku.  Na nasz pokój musimy poczekać do południa, aż zwolni go Amerykanka, która udaje się w głąb kraju, ale od razu mogłyśmy wziąć prysznic i zjeść śniadanie.  Nie ma nic przyjemniejszego niż prysznic po półtora dnia spędzonym, w pociągu.  Tym razem jednak w 2 klasie, czyli 4 – osobowym przedziale.  Podróżowaliśmy tylko w trójkę, z młodym Francuzem.  Warunki komfortowe.  Rosjanie zapewne celowo umieszczają wszystkich zachodnich turystów jednym wagonie.  Podróżowałyśmy ze Szwajcarami, Niemcami, Skandynawami, Holendrami, Francuzami i...dwoma Rosjanami.  Jeden z nich wieczorem zaczął tracić kontakt z rzeczywistością.  Mężczyzna był wysoki i potężnej budowy.  Mongolska prowadnica, kobieta wzrostu max. 150 cm, tak się zdenerwowała jego pijackim bełkotem i nie do końca jasnymi pretensjami, że krzycząc na niego po mongolsku (jemu i tak było wszystko jedno, nic nie rozumiał), wepchnęła go do przedziału i nakazała mu tam siedzieć.  Grzecznie położył się na leżance i nie ruszył do rana.  Prowadnica to jednak zawód budzący respekt.  W dodatku od niej zależy, czy mongolskim handlarzom uda się upchnąć w tysiącach schowków całą tę kontrabandę, która jednak przejechała przez granicę, mimo że Mongołowie zajmowali tylko jeden przedział.  Celnicy, dla zachowania pozorów, zarekwirowali jakąś torbę i zabrali jednego z nich na posterunek, ale wrócił za chwilę całkiem zadowolony.  Zapewne dużo nie stracił. 

Idziemy obejrzeć miasto, które z okien samochodu o świcie zaskoczyło nas pozytywnie.  Ale najpierw spróbujemy kupić bilety do Pekinu, co może być najtrudniejszym wyzwaniem w naszej dotychczasowej podróży. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.