Po 30 godzinnej podróży pociągiem z Irkucka, jesteśmy w Ułan Bator. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, o szóstej rano, na peronie stała pani z tabliczką „Justyna Winc”. Najpierw miałyśmy wątpliwości, ale polskie brzmienie imienia i krótka rozmowa, potwierdziły że pani jest z Mongolian Stepp Guesthouse i nieproszona, sama z siebie, z dobrego serca, przyjechała odebrać nas z dworca. W dodatku, jedynie z podanego przez nas orientacyjnego czasu dotarcia do hostelu (ok. 8 rano) wywnioskowała, że musimy jechać pociągiem z Irkucka. Oto plusy stolicy, do której przyjeżdża zaledwie kilka pociągów dziennie :-).
Nasz hostel, podobnie jak ten w Irkucku, jest 3-pokojowym mieszkaniem w bloku. Na nasz pokój musimy poczekać do południa, aż zwolni go Amerykanka, która udaje się w głąb kraju, ale od razu mogłyśmy wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Nie ma nic przyjemniejszego niż prysznic po półtora dnia spędzonym, w pociągu. Tym razem jednak w 2 klasie, czyli 4 – osobowym przedziale. Podróżowaliśmy tylko w trójkę, z młodym Francuzem. Warunki komfortowe. Rosjanie zapewne celowo umieszczają wszystkich zachodnich turystów jednym wagonie. Podróżowałyśmy ze Szwajcarami, Niemcami, Skandynawami, Holendrami, Francuzami i...dwoma Rosjanami. Jeden z nich wieczorem zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Mężczyzna był wysoki i potężnej budowy. Mongolska prowadnica, kobieta wzrostu max. 150 cm, tak się zdenerwowała jego pijackim bełkotem i nie do końca jasnymi pretensjami, że krzycząc na niego po mongolsku (jemu i tak było wszystko jedno, nic nie rozumiał), wepchnęła go do przedziału i nakazała mu tam siedzieć. Grzecznie położył się na leżance i nie ruszył do rana. Prowadnica to jednak zawód budzący respekt. W dodatku od niej zależy, czy mongolskim handlarzom uda się upchnąć w tysiącach schowków całą tę kontrabandę, która jednak przejechała przez granicę, mimo że Mongołowie zajmowali tylko jeden przedział. Celnicy, dla zachowania pozorów, zarekwirowali jakąś torbę i zabrali jednego z nich na posterunek, ale wrócił za chwilę całkiem zadowolony. Zapewne dużo nie stracił.
Idziemy obejrzeć miasto, które z okien samochodu o świcie zaskoczyło nas pozytywnie. Ale najpierw spróbujemy kupić bilety do Pekinu, co może być najtrudniejszym wyzwaniem w naszej dotychczasowej podróży.
Nasz hostel, podobnie jak ten w Irkucku, jest 3-pokojowym mieszkaniem w bloku. Na nasz pokój musimy poczekać do południa, aż zwolni go Amerykanka, która udaje się w głąb kraju, ale od razu mogłyśmy wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Nie ma nic przyjemniejszego niż prysznic po półtora dnia spędzonym, w pociągu. Tym razem jednak w 2 klasie, czyli 4 – osobowym przedziale. Podróżowaliśmy tylko w trójkę, z młodym Francuzem. Warunki komfortowe. Rosjanie zapewne celowo umieszczają wszystkich zachodnich turystów jednym wagonie. Podróżowałyśmy ze Szwajcarami, Niemcami, Skandynawami, Holendrami, Francuzami i...dwoma Rosjanami. Jeden z nich wieczorem zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Mężczyzna był wysoki i potężnej budowy. Mongolska prowadnica, kobieta wzrostu max. 150 cm, tak się zdenerwowała jego pijackim bełkotem i nie do końca jasnymi pretensjami, że krzycząc na niego po mongolsku (jemu i tak było wszystko jedno, nic nie rozumiał), wepchnęła go do przedziału i nakazała mu tam siedzieć. Grzecznie położył się na leżance i nie ruszył do rana. Prowadnica to jednak zawód budzący respekt. W dodatku od niej zależy, czy mongolskim handlarzom uda się upchnąć w tysiącach schowków całą tę kontrabandę, która jednak przejechała przez granicę, mimo że Mongołowie zajmowali tylko jeden przedział. Celnicy, dla zachowania pozorów, zarekwirowali jakąś torbę i zabrali jednego z nich na posterunek, ale wrócił za chwilę całkiem zadowolony. Zapewne dużo nie stracił.
Idziemy obejrzeć miasto, które z okien samochodu o świcie zaskoczyło nas pozytywnie. Ale najpierw spróbujemy kupić bilety do Pekinu, co może być najtrudniejszym wyzwaniem w naszej dotychczasowej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.