poniedziałek, 2 maja 2011

1 maja w Cuzco




W tym roku pierwszy maja - w Polsce lekko zapomniany Międzynarodowy Dzień Pracy - wypadł w niedzielę. W Rzymie odbywały się na dodatek uroczystości związane z beatyfikacją Karola Wojtyły. Jak zorientowałyśmy się po wyjściu na miasto, obydwa te wydarzenia odbiły się szerokim echem na ulicach Cuzco, z dużym naciskiem na obchody Święta Pracy, które miały charakter oficjalny i niezwykle uroczysty.

Obudziły nas petardy, śpiewy, bębny, piszczałki – generalnie uliczny hałas, aczkolwiek dosyć nietypowy. Na głównej ulicy miasta wpadłyśmy na pierwszą tego dnia demonstrację. Miała charakter polityczny, na transparentach i flagach wymalowane były hasła wyborcze (w czerwcu przypada druga tura wyborów prezydenckich). Sto metrów dalej, w przeciwnym kierunku – aczkolwiek po drugim pasie ruchu, więc nie groziło to bezpośrednią kolizją – zmierzała procesja, która zatrzymywała się przed ołtarzykami z portretem Jana Pawła II. Liczni policjanci wydawali się lekko zaniepokojeni zbliżającą się konfrontacją. Nie czekałyśmy na jej wynik, wiedząc, że w Peru nie należy pchać się między rozpolitykowanych i/lub rozmodlonych demonstrantów.




Kilkaset metrów dalej, ulica została zablokowana przez niezwykle kolorowy tłum Indian w tradycyjnych ubraniach. Grupy mężczyzn i kobiet ubranych w regionalne stroje, siedziały na chodnikach, stały na ulicy, część trzymała naręcza warzyw. Dopiero za rogiem, wchodząc na Plaza de Armas, zobaczyłyśmy manifestację, która - ze względu na mnogość tęczowych flag - przypominała nieco Paradę Równości. Różnobarwne symbole były jednak inkaskie, a przed trybuną honorową, na której siedzieli włodarze miasta, odbywał się właśnie przemarsz „Ludzi Pracy”, czyli miejscowych rolników i rzemieślników. Miały miejsce również tradycyjne tańce - widowisko niezwykle barwne, podczas którego mężczyźni i chłopcy, z twarzami zakrytymi maskami (białe symbolizują stan kupiecki, czarne… konszachty z diabłem :-), wykonują tradycyjny taniec z Cuzco – jedyny dozwolony w trakcie oficjalnych uroczystości. Kobiety niosły naręcza warzyw i owoców, którymi następnie rzucały w tłum. Liczyłyśmy na to, że może załapiemy się na darmowe produkty na obiad, ale stałyśmy za daleko od trybuny. Swoja drogą, dostać takim kabaczkiem w głowę, nie musi być do końca radosnym wydarzeniem. Tłum wydawał się jednak zadowolony i łapał marchewki, cebule i inne płody rolne. Grupa „mleczarska” prezentowała swe atrybuty (sery i mleko) w równie godny sposób, acz już bez rzutów. Wszystko to odbywało się w asyście bardzo groźnie wyglądającego wojska, które po zakończeniu ochraniania pochodu, samo przemaszerowało przed trybuną honorową (część mundurowych w strojach komandosów lub pełnym kamuflażu). Życzymy Peru setek lat pokoju, gdyby jednak doszło do jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego w regionie, poważnie wątpimy, czy peruwiańska armia zdołałaby ochronić kogokolwiek, biorąc pod uwagę, że żadna z licznych umundurowanych grup, nie była w stanie przejść stu metrów, nie gubiąc rytmu lub nie myląc kroku. Indiankom w falbaniastych spódnicach trzymanie zwartego szeregu wychodziło znacznie lepiej. 





 




5 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie sprawa wzajemnych stosunków między ludnością rdzenną, indianami, a potomkami kolonizatorów, jakimiś tam "hiszpanami", czy
    "portugalczykami". Czy znane jest im zjawisko dyskryminacji rasowej, etnicznej...?. Zróżnicowanie majątkowe, bogactwo i ubóstwo? Jesśli da się takie obserwacje poczynić "z ulicy"

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszemy coś na ten temat wkrótce. Pewne obserwacje można poczynić "z ulicy", choć zapewne wiedza J na ten temat, zdecydowanie nie "uliczna", będzie tu bardziej przydatna.

    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. Paulina Forma22 maja 2011 10:02

    Wspaniałe Kobietki!
    Wasza odwaga, "miłość turystyczna" to wartość nieoceniona. Nie ma dziś zbyt wielu ludzi zarażających taką pasją. Czytając Wasze refleksje można niejako przenosić się w czasie. Powodzenia w Waszej niezwykle interesującej podróży.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej dziewczyny

    Sledze Wasz blog od jakiegos czasu, bo tez planuje z chlopakiem wyjazd za kilka tygodni. Niestety mamy tylo 6 miesiecy na podrozowanie, dlatego wybieramy sie tylko do Azji i Ameryki Poludniowej. Mam dwa pytania-podobnie jak Wy nie udalo mi sie zalatwic wizy do Indii i planuje sie o nia ubiegac w Hanoi, moze pamietacie ile dni na nia czekalyscie?Drugie pytanie-planujecie pobyt w Wenezueli?Ostatnio przeczytalam na necie, ze jesli wjezdza sie do tego kraju droga ladowa, potrzebna jest wiza. Wiecie cos na ten temat?Pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękujemy za miłe słowa!! Odnośnie wizy indyjskiej w Hanoi, my czekałyśmy tydzień (minimalny przewidziany czas). Co do Wenezueli, wahałyśmy się długo, ale ze względu na porę deszczową, rezygnujemy z niej. Czytałyśmy, że rzeczywiście konieczne jest posiadanie "karty turystycznej", aby dostać wizę na granicy, ale nie znamy szczegółów.
    Na koniec refleksja odnośnie stosunków społecznych w Peru. Jak wiadomo, kraj ten jest jednym z nielicznych, gdzie Indianie stanowią większość przed grupą hiszpańsko-indiańskich mieszańców, czyli Metysów i Kreolami - urodzonymi tu potomkami Hiszpanów. Obecnie, bardzo widocznym trendem jest w Peru dochodzenie do głosu postaw indiańsko-nacjonalistycznych. Podobnie rzecz ma się w sąsiedniej Boliwii, gdzie rządzi E. Morales. Narodowo - popularne rozgłośnie nie przestają trąbić o "prawdziwych Peruwiańczykach", "zachodnich i kreolskich pasożytach", itd. Wszystko to przybrało szczególnie na sile przed II turą wyborów prezydenckich(Ollanta vs Fujimori), która odbędzie się 5 czerwca.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.