Ostatnie dni były bardzo intensywne. Przede wszystkim, dzięki gościnności naszego przyjaciela, Shampy’ego, korzystałyśmy z uroków Nowego Jorku i miasteczka New Brunswick w stanie New Jersey. W ciągu zaledwie 5 dni zdążyłyśmy odwiedzić słynny uniwersytet w Princeton (należący do Ivy League), którego siedziba przypomina nieco filmowy Hogwarth, trekkingować po wzgórzach Del Water Gap, oddać się nowojorskiemu szaleństwu ubraniowych zakupów, zobaczyć w kinie doskonały film „The Help”, podziwiać najlepszą kolekcję szkieletów dinozaurów na świecie w Natural History Museum i - rzecz jasna - przemierzyć ulice Manhattanu wzdłuż i wszerz. Naszemu pobytowi niezwykłego kolorytu dodawał fakt, że czas spędzałyśmy wśród Indusów - jadłyśmy jedzenie z subkontynentu, robiłyśmy zakupy w indyjskich sklepach (wracamy do domu z plecakami pełnymi orientalnych przypraw i masala) oraz uczyłyśmy się jak wybierać idealne mango (choć to, rzecz jasna, spotkać można tylko w Indiach :-). NY bardzo nam się spodobał, szczególnie J, która zakochała się w jego żółtych taksówkach i niezwykłej atmosferze. Poniżej kilka fotek z naszych spacerów po Big Apple:
Najlepsze hot-dogi tylko w Central Parku ;-) |
Im większy kryzys, tym większa flaga - nowojorska giełda |
Del Water Gap |
Przy Ground Zero - pomnik poświęcony pamięci strażaków, którzy zginęli 11/9 |
Cały NY przygotowuje się do obchodów 10 rocznicy ataków 11/9. Wieża na miejscu dawnego WTC na ukończeniu |
Podziwiam Was dziewczyny, ja przy Was jestem całkowicie początkującą podróżniczką:) No ale wszystko przede mną, mam nadzieję. Zazdroszczę przygody życia! Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńwww.dariaviajera.blogspot.com
Dziękujemy i życzymy wspaniałych podróży:-)
OdpowiedzUsuńJiP
Ny świetne miejsce, kiedyś tam się wybiore ;) to będzie prawdziwa energia słoneczna dla organizmu, motywacja itd jeśli to się uda.
OdpowiedzUsuń