
Podróż Ruta 40 okazała się łatwiejsza i przyjemniejsza niż się spodziewałyśmy. Przede wszystkim, nieprawdą jest, że cała droga jest szutrowa. Rzeczywiście, na odcinku z El Chaltén do Perito Moreno, asfaltu jest niewiele, a gdy już się pojawi, jego jakość woła o pomstę do nieba. Na odcinku do Bariloche, natomiast, droga jest asfaltowa, z wyjątkiem ok. 80 km początkowego odcinka. Na całej jej długości trwają teraz intensywne prace i najprawdopodobniej, za parę lat, ok. 1500 km z El Calafate do Bariloche będzie można pokonać w jeden dzień (a nie w dwa i pół, jak to ma miejsce obecnie). Kolejną nieprawdą jest informacja, że wzdłuż drogi ciągną się Andy i lodowce. Te oddalone są o jakieś 80 km na zachód i mimo że czasami błyśnie gdzieniegdzie w słońcu ośnieżony szczyt, jednak przez większość drogi, z autokaru widać to samo Wielkie Nic, co zawsze. (Może tylko trochę bardziej pofałdowane i jeszcze „pustsze” niż zazwyczaj). Na odcinku 600 km z El Chaltén do Perito Moreno znajdują się ze 3-4 samotne estancias (wielkie gospodarstwa poświęcone hodowli owiec)i jedna miejscowość – Bajo Caracoles (w wolnym tłumaczeniu: Nizina Ślimaków, cokolwiek by to miało oznaczać) – pięć chałup i piach, który zawiewa wiatr. Pustka.




 |
Bajo Caracoles |
 |
Wiatry rzeczywiście są silne, ale drzew w południowej Patagonii się nie uświadczy |
 |
Bez mate argentyński kierowca nie pojedzie |
Po przejechaniu setek kilometrów takiego pustkowia, wjechałyśmy do Bariloche, skrzyżowania alpejskiego kurortu z Octoberfestowym miasteczkiem, w którym językiem urzędowym jest jednak hebrajski:-). Przedziwne miejsce, ukochane przez Argentyńczyków latem i zimą, naszego serca nie zdobyło. Alpejski chatki, hiszpańskie szyldy pisane szwabachą i psy bernardyny z obowiązkową beczułką na szyi – tandeta i mocno germański klimat. Jakkolwiek nie mamy nic przeciwko germańskości w Niemczech (czytaj: P nie ma, jest nawet admiratorką Heimatu, J woli na temat wdzięku lederhosen i ogrodowych krasnali nie wypowiadać się wcale), a imigracja niemiecka dotarła do Argentyny na wiele lat przed 1945 rokiem, nam jakoś cały czas w głowach siedzi argentyńska historia Eichmana czy Priebke - ale o tym już w następnym poście.
 |
Dwugłowe orły nie są typowym latynoskim ornamentem a strudel - typowym argentyńskim przysmakiem |
 |
Główna ulica Bariloche |
Co to znaczy, że urzędowym językiem jest hebrajski i zaraz informacja o germańskości Bariloche? Jak to połączyć i wytłumaczyć, szczególnie, że Argentyna słyneła jako kryjówka - azyl nazistów! Skąd tam Żydzi lub żydowski charakter miejscowości. Czy te pustkowia są bezludne? Kto tam żyje, z czego?
OdpowiedzUsuńUwaga o jezyku urzedowym byla oczywiscie zartem. Jak pisalysmy w jednym z poprzednich postow, argentynska Patagonia wrecz zalana jest duzymi grupami mlodych Izraelczykow, stad hebrajski jest w powszechnym uzyciu w restauracjach, hostelach, agencjach turystycznych. Nawet straznicy w parku zartowali, ze zwierzeta nauczyly sie prosic turystow o jedzenie w tym jezyku :). O germanskosci napiszemy osobnego posta. Pustkowiwa sa w wiekszosci niezamieszkane, ale wszystkie sa wlasnoscia prywatna wykorzystywana jako pastwiska. Ci mieszkancy Patagonii, ktorzy nie zyja z hodowli owiec, zajmuja sie turystyka.
OdpowiedzUsuńHebrajski jest językiem urzędowym w wielu miejscach Argentyny i Chile i w ogóle Ameryki Południowej :) A w ogóle to miejsca, które odwiedzacie są bardzo mi bliskie.
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, byłem tam jakiś czas temu. Polecam moją relację, może Was jakoś zainspiruje...
Podróż dookoła świata
Jozin,
OdpowiedzUsuńDzieki za linka - rzeczywiscie glowkujemy teraz nad kolejnymi ruchami, zwlaszcza, ze trzeba sie gdzies zaszyc na swieta :)
Pozdrawiamy serdecznie i zyczymy jeszcze wielu udanych okrazen globu!!
JiP